Archiwa tagu: track

Harley-Davidson track day oczami blondyny

Nie przepadam za chopperami. Nie ukrywam tego, ani nie ukrywałam tego przed przyjazdem na tor Słomczyn. Na track day przyciągnęła mnie ciekawość i chęć przeżycia przygody. Harleye na torze? To brzmiało bardzo absurdalnie. Szczególnie dla mnie, miłośniczki niewygodnych i wściekłych szlifierek.

Czy po całym dniu pokochałam motocykle marki H-D? Niekoniecznie. Pokochałam za to atmosferę tego typu eventów i to, co można zrobić na torze z każdym typem motocykla, jeśli tylko ma się odpowiednie umiejętności. To, co wyczyniał na Słomczynie Simpson po prostu wysadzało z butów. Wariat, ale niesamowicie pozytywny. Zacznijmy jednak od początku…


Zgodnie z tradycją musiałam się spóźnić, bo w trasie nieco poniosła fantazja. Nic to. Na szczęście na rozpoczęcie udało się spokojnie zdążyć. Pierwszą osobą, na którą trafiłam, był „Smoku” z Ride to be. Później dołączyli do nas Simpson i Monika („Piach i Puder”). To dzięki nim udało się przetrwać ten niezwykle zimowy dzień. Było tak okrutnie, że większość uczestników biegała w czapkach zimowych, a ja mądra miałam na sobie ledwie skórzaną kurtkę. Na szczęście warszawiaki wykazały się dobrym sercem. Po nałożeniu na siebie dodatkowego odzienia mogłam zacząć myśleć o tym, co ja tam w ogóle robię. Na szczęście Monika zmotywowała mnie podświadomie, żebym wskoczyła już na pierwszej sesji na Street Roda. To chyba najmniej harleyowaty Harley jaki istnieje.


Ku zdziwieniu, bo zaskoczyłam w zasadzie samą siebie, szybko się na nim odnalazłam. To, że wyprzedzili mnie Simpson z Pejserem to żadna ujma dla „świeżaka” w testowym towarzystwie. Z kółka na kółko jechało mi się coraz lepiej. Na końcu przygody przecierałam podnóżkami o tor, wyprzedzając chłopaków na cięższych maszynach. Dało mi to potężną satysfakcję, chociaż w teorii nikt się z nikim nie ścigał, to ja wygrałam swój mały, prywatny wyścig z samą sobą.


Miało być spokojnie, wyszło jak zwykle. Miałam dbać o kontuzjowaną nogę, a na torze oczywiście zapomniałam o tym, że jest licha i słaba. To był mój pierwszy wyjazd na track day w tym roku. Ten sezon mogę spokojnie uznać za stracony, ale sam event może być przełomem nie tylko w mojej motocyklowej przygodzie, ale być może także w życiu. Poznałam wielu ciekawych ludzi, sporo osób zobaczyłam na żywo po raz pierwszy, a oni zobaczyli mnie. Przekonali się, że nie jestem Marquezem czy Rossim, ale jakoś tam jeździć potrafię. I że nie jestem tylko fikcyjną postacią z internetu, ale przede wszystkim żywym człowiekiem z potężną zajawką.

Organizatorzy spisali się na medal – mieliśmy zapewnione jedzenie, picie, ogrzewanie (he he), rozrywkę w postaci Maćka Dopa oraz przede wszystkim sporo czasu na torze. Nowe Harleye to zupełnie inne motocykle niż te ciężkie i niemobilne czopki, które pamiętamy sprzed kilku lat. Można śmiało powiedzieć, że niektóre modele całkiem chętnie skręcają i hamują. Nie są już tak ociężałe i trudne w prowadzeniu. Dodatkowo zapewniają sporo porcję funu swoim momentem obrotowym. Miłośnicy podobnych maszyn na pewno znajdą w ofercie coś dla siebie. Samego Street Roda opiszę w osobnym artykule.

Na koniec chciałabym jeszcze raz podziękować za zaproszenie i kapitalną atmosferę na miejscu. Nie spodziewałam się, że jazda po torze Harleyami może mi sprawdzić tyle przyjemności. Mam nadzieję, że to dopiero początek mojej testowej przygody :)

Pozdrowienia i podziękowania dla:
Simpson
Piach i Puder
Ride to be
Motobanda
Piotrek Barry Baryła