Archiwa tagu: gsx-r

Honda szybsza niż wygląda

Posiadać dwa motocykle fajna sprawa. Mieć przyzwoity samochód także. Doszłam do takiego etapu (a właściwie to pogoda doszła), że wygrała u mnie opcja numer dwa. Z tej okazji jeden ze ścigaczy wylądował na OLX. Wybór padł na GSX-Ra 1000 K9, który jest nowszy, szybszy, ładniejszy i droższy. Dlaczego?

Zacznę od najbardziej prozaicznego z powodów – jest więcej wart. Może gdybym była córką Carringtona, opcjonalnie jego kuzynką, albo chociaż sprzątała jego chatę, stać by mnie było i na świeży motocykl, i na samochód poniżej 10 lat żywota. Niestety, obok Carringotna nigdy nawet nie stałam, więc los zmusza mnie do dokonywania trudnych wyborów. O tyle trudnych, że ten konkretny GSX-R to naprawdę spełnienie moich marzeń. Długo go szukałam, sporo zainwestowałam i z bólem serca się z nim rozstaje. Niestety.

Suzuki GSX-R 1000 K9

Są też bardziej wyniosłe i konstruktywne powody. Hondę 954 kupiłam głównie po to, żeby szlifować jazdę na jednym kole i nauczyć się stopali. Do tych celów tak drogiego sprzętu jak Gixx byłoby mi po prostu szkoda. Inna sprawa, że efekty uboczne ewentualnej gleby na starym poczciwym Bladym byłyby nieco mniej odczuwalne.

I trzecie, najważniejsze. Zmiana mentalności. W pewnym momencie mojej motocyklowej przygody mocno wzrosła mi wiara w siebie. W piórka nigdy nie obrosłam, bo zawsze miałam pod ręku kogoś, kto był mi w stanie pokazać, jak niewiele umiem. Niemniej jednak po kupnie pierwszego litra w mojej głowie zaczął się wyścig o konie mechaniczne. Szybciej, mocniej. Nie miałam problemów z opanowaniem mocy na poziomie swoich możliwości, nikt mi nigdy nie powiedział, że „nie ogarniam litra” i dla swojego bezpieczeństwa powinnam go sprzedać. Robiłam (i dalej robię) bardzo głupie rzeczy, zaliczałam idiotyczne wycieczki na pełnym kacie i nigdy nie odstawałam od żadnej grupy. Ale teraz patrzę na motocykle zupełnie inaczej. Opanowanie maszyny nie polega tylko i wyłącznie na przejechaniu konkretnego odcinka szybko, nie notując przy tym śmiertelnego wypadku. Złapałam wielką zajawkę na okiełznywanie motocykla właśnie poprzez gumy, stopale i inne dziwne ewolucje. Tu nie liczą się konie mechaniczne, tylko to, czy rozumiesz sprzęt, czy potrafisz go czytać, wyczuć, a w rezultacie to on ma słuchać Ciebie, a nie odwrotnie.

Honda 954RR Fireblade

Jasne, jara mnie uczucie prostowania łokci podczas jazdy sprzętami pokroju nowej R1 czy też S1000RR. Ale walka z samym sobą i motocyklem, żeby „słuchał” wtedy kiedy ja mówię, to zupełnie inna zajawka. I daje tyle frajdy, że nie da się tego porównać z niczym innym. A już dźwięk strzału ze sprzęgła to czysta poezja i śni mi się po nocach. Nic tak nie poprawia humoru w beznadziejny dzień, jak usłyszenie na ulicy, jak ktoś zupełnie przypadkowy właśnie strzela z klamki. Mistrz.

Honda 954RR Fireblade

Pewnie powiecie, że gdybym miała kasę na superszybkiego i nowoczesnego ścigacza, to bym go miała i katowała. Racja, pewnie tak by było. Z drugiej strony „nie maszyna lecz technika”. Już niejeden pokazał, że na gorszym, starszym i słabszym sprzęcie można objechać przysłowiowego „banana” na nówce z salonu. Różnica w mocy pomiędzy Suzuki a Hondą w przypadku tych dwóch modeli jest bardzo mocno odczuwalna i nie da się jej nie zauważyć, a człowiek zawsze szybko przyzwyczaja się do dobrego, gorzej w drugą stronę. Patrząc jednak realnie na obecną sytuację i możliwości, taki sprzęt jak Gixxer przy moim aktualnym budżecie jest po prostu mocno na wyrost. Na pewno prędzej czy później (na wiosnę?) w moim garażu znów pojawi się drugi motocykl, z tym że będzie to albo typowy stunt pokroju F4i, albo crossówka. Rozwiązanie dużo tańsze i dużo bardziej „rozwijające”.

Honda 954RR Fireblade wheelie

Kończąc ten przydługawy wywód – więcej nauczę się na Hondzie. Tak naprawdę nie sztuką jest czymś jeździć, nie sztuką jest nawet nad tym panować. Sztuką jest to czuć, a ten feeling przełożyć na działanie. Kiedy ogląda się jazdę na kole (nie mylić z unoszeniem koła do góry, bo to potrafi spora grupa motocyklistów), wygląda to na całkiem prostą czynność. W praktyce każdy, minimalnym ruch nadgarstka ma znaczenie. Ułożenie całego ciała, balans, równowaga, każdy najmniejszy ruch stopy na hamulcu. Dla mnie właśnie to, podobnie jak sylwetka i prędkość w pełnym złożeniu na kolanie czy łokciu, wyznacza pojęcie „skilla”. Nie to, jaki kto posiada motocykl, a przede wszystkim nie to ile ten motocykl jest wart.