Archiwa tagu: Patryk Dudek

Sobotnich królów dwóch

Pisałam przed wczorajszym finałem MIMP w Tarnowie, że zawody tę lubią niespodzianki, ale niekoniecznie na podium.. największą z nich było chyba złoto Artura Bogińczuka z 2002 roku. Ówczesny zawodnik Atlasu Wrocław w lidze (o ile jechał) przyjeżdżał zazwyczaj daleko za całą stawką. Tymczasem w Lesznie „Bogina” wyskoczył jak królik z kapelusza i pokonał całą śmietankę polskich juniorów, z Jarosławem Hampelem i Januszem Kołodziejem na czele.

Gdzie dziś jest Artur, a gdzie „Mały” i „Koldi” wszyscy wiedzą. Jedna jaskółka wiosny nie czyni. W tegorocznych Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostwach Polski niespodzianek już nie było. Najpewniej jak się da, z kompletem punktów zwyciężył Patryk Dudek. Wielki faworyt, lider klasyfikacji generalnej Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów, zdobywca MIMP z 2009 roku. Jego zwycięstwo było pewne jak awans polskich piłkarzy do Mistrzostw Świata.. wróć. Może bardziej. W każdym razie w sporcie niczego nie można zakładać z góry – tym bardziej, że w tym sezonie niezwykle mocny jest Paweł Przedpełski. I torunianin potwierdził swoją znakomitą formę zdobywając srebro. Tylko, albo aż. Paweł za plecami zostawił Bartka Zmarzlika, który wciąż pozostaje bez złota w młodzieżówce. Ma za to na koncie srebro z 2011 roku i tegoroczny brąz. I brak Dudka w przyszłorocznej stawce.. ale za to będą inni, między innymi jego rówieśnik Przedpełski.

Patryk Dudek i Dawid LampartTak Patryk Dudek cieszył się ze złota MIMP w 2009 roku. Po prawej Dawid Lampart

Rozczarowany może być Kacper Gomólski. Czwarte, najgorsze dla sportowca miejsce, na dodatek „zdobyte” na własnym torze to chyba porażka zawodnika Tauronu Azotów Tarnów. „Ginger” zostawił na torze serce, ale za ambicję i wolę walki nikt nie daje medali. Na szczęście Gomólski stanie jeszcze przed szansą wskoczenia na pudło w przyszłym roku. Podobnie jak piąty wczoraj Łukasz Sówka, który totalnie zepsuł pierwszy bieg, czym sam odebrał sobie szansę na końcowy sukces. Cieszy obecność w finale tak wielu najmłodszych zawodników – rocznik 1995 dominował nad rocznikiem 1992 (kończącym starty w kategorii młodzieżowców) , co dobrze wróży na przyszłość. A są przecież jeszcze tak utalentowani chłopcy jak Kacper Woryna i Mike Trzensiok. W kolejce czekają także tegoroczni licencjaci – Maksym Drabik czy Bartek Smektała.

W Grand Prix działo się jeszcze więcej. Tam walka toczy się o najwyższe laury. Pisałam wczoraj o presji, jaka ciąży na Woffindenie. Póki co „Tajski” radzi sobie z nią wyśmienicie. Co ciekawe Brytyjczyk do czasu turnieju w Toruniu porzucił korzystanie z Twittera (podziwiam..), aby nie rozpraszać się i nie zwiększać ciśnienia na sukces. To bardzo mądre i dojrzałe posunięcie. Zawody w Krsko pokazały, że Tai zaczął już chłodną kalkulację – nie jedzie „na aferę”, nie wyprzedza na trzeciego, zostawia miejsce przy bandzie rywalom. Sam podkreśla, że jego celem nie jest wygranie wszystkich rund czy biegów, tylko zdobycie jak największej ilości punktów, by zdobyć tytuł mistrza świata. Nic więcej się nie liczy.

Na Słowenii zwyciężył Hampel, ale muszę przyznać, że popularny „Mały” zaczyna mnie mocno irytować swoim zamiłowaniem do kradzenia startów. Polak jest tak szybki, że z powodzeniem mógłby wygrywać również bez czołgania się w stronę taśmy. Tymczasem pozostaje niesmak. Wczorajszego wieczoru bardziej podobała mi się jazda Golloba, choć za najlepszym polskim żużlowcem lekko mówiąc nie przepadam. Wciąż mam nadzieję, że Iversen wyprzedzi w klasyfikacji generalnej Pedersena, choć to mało realne. Cieszy wzrost formy Antonio Lindbaecka, bo na jego dotychczasowe wyczyny po prostu nie dało się patrzeć. Teraz jego zaszczytne miejsce outsidera przejmuje rodak Jonsson. Od lat nie widziałam AJ w tak fatalnej dyspozycji. Szwedzi są tłem tegorocznej edycji Grand Prix, co na pewno jest sporym problemem właścicieli cyklu. Przy dwóch rundach GP w Szwecji zawodnicy Trzech Koron są potrzebni w stawce niczym woda na pustyni.

Przed nami dwa pasjonujące półfinały Ekstraligi. Pełne trybuny, emocje, walka do końca. Mam nadzieję, że zawodnicy staną na wysokości zadania i będziemy obserwowali piękne pojedynki, bez walki na śmierć i życie. Niektórzy chyba zinterpretowali to powiedzenie zbyt dosłownie, co teraz boleśnie odczuwa Sajfutdinow. Bez powtórki proszę.