Archiwa tagu: wyjazd

Życie to podróż

Ostrzegałam, że będę namawiać do zwiedzania świata – obojętnie kiedy, jak i w jakich okolicznościach. Nie samymi motocyklami człowiek żyje – choć oczywiście wyprawa na dwóch kołach ma swój klimat. Ale nie tylko taki sposób „kręcenia się po Ziemi” może być mega satysfakcjonujący.

Najłatwiej operować przykładami, więc opowiem Wam o swoim ostatnim wypadzie do Hiszpanii… Tak się złożyło, że podróżowania nauczyła mnie moja kochana rodzicielka, która od zawsze związana była z branżą turystyczną. Dzięki temu miałam przyjemność od dziecka poznawać realia – i dosyć wypasione hotele, i totalne nory z warunkami poniżej krytyki. Wiele osób mówi, że nie stać ich na latanie. Faktycznie są tacy, którzy ledwo wiążą koniec z końcem, a co dopiero wyjechać. To nie jest tanie i nigdy nie będzie do końca tanie, umówmy się. To, że są przystępne dla Kowalskiego linie lotnicze typu Ryanair czy WizzAir nie znaczy, że każdy może sobie na wyjazd pozwolić. Tak nigdy nie będzie. Ale większość z tych, którzy narzekają, jak najbardziej może.

Wynaleźliśmy tanie loty do Madrytu, co nie jest zbyt trudne, jeśli chodzi o wylot z mojego miasta, czyli z Wrocławia. Od początku byliśmy nastawieni na low budget trip, więc na Bookingu znaleźliśmy jeden z najtańszych hosteli z w miarę znośną lokalizacją w centrum. W przypadku stolicy Hiszpanii, „tani” oznacza łazienkę na korytarzu, malutki pokoik, a w tym konkretnym przypadku także okienko 30×30 i małe robaczki. Przemiła Pani pilnująca całego dobytku o ksywce roboczej „Stara” (naprawdę była miła), rozmawiała tylko po hiszpańsku, a jej cała rodzina mieszkała w pokoju obok. Dodam, że ów pokój był niewiele większy od naszego (8 metrów kwadratowych?) i zawierał w sobie też kuchnie. Trochę hardcore.

W całym mieszkaniu, czy jak to tam nazwać, unosił się zapach najtańszego detergentu do mycia z pobliskiego marketu „Dia”, ale to było zdecydowanie lepsze od ewentualnego smrodu. Lokalizacja faktycznie była fantastyczna, bo od linii metra dzieliło nas może 100 metrów, a od Lidla 200. Market był o tyle istotny, że z powodu niskiego budżetu żarcie na mieście było mało realne, a w pokoju nie było ani miejsca ani możliwości na gotowanie, więc ratowały nas głownie wafle ryżowe z czekoladą.

Poruszanie się pod Madrycie dla osoby z językiem angielskim (lub oczywiście hiszpańskim) to bułka z masłem, jak w każdym europejskim mieście. Metro ma 12 linii, z czego wystarczy odbić się raz i można przesiadać się bez ograniczeń (pomijając sytuację, w której wyjdziemy na powierzchnię rzecz jasna). 10 przejazdów kosztuje 12,20 euro. Jeśli ktoś nie jest miłośnikiem sztuki, to nie poniesie kosztów wstępów do tego typu obiektów, chociaż dla chcącego nić trudnego – wejście do słynnego Prado jest możliwe również za darmo, codziennie od 18:00 do 20:00. I 15 euro zostaje w kieszeni. To taka ciekawostka. Ja akurat rzadko obcuje że sztuką wyższą, więc nie przeszkadzało mi to, że muzeów i obiektów sakralnych nie odwiedzałam ;) Zainwestowałam za to w wizytę na Santiago Bernabeu, polecam kibicom kopanej, nawet fanom Barcelony (sama wole Barce… Ups).

W ten sposób, czytaj dobrze kombinując, za 10 euro (w dwie strony) dostaliśmy się także z Madrytu do oddalonego o 70 kilometrów Toledo, które jest kosmiczne. Bardzo mi się podobało, zresztą, trudno się nie zakochać. To dawna stolica, ale o historii pisać nie będę. Zdjęcia mówią same za siebie. To nie jest przewodnik turystyczny, tylko wpis-zajawka. Przyznam szczerzę, że historią niespecjalnie się interesuje, głownie jara mnie to, co tu i teraz i jak te wszystkie kraje czy miasta funkcjonują i wyglądają w chwili obecnej.


Co jest w tym wszystkim najważniejsze? Wolność, odnajdywanie się w innej rzeczywistości, innych realiach, radzenie sobie na zupełnie innym terenie. Poznawanie kultury, miasta, kraju, ludzi. To jest bezcenne. Obojętnie gdzie nie pojedziemy, tam spotkamy naprawdę fantastyczne osoby. Ich życie, ich podejście. Wszystko. To bardzo otwiera oczy. Pozwala spojrzeć na codzienność nieco szerzej. Świat jest piękny, tylko trzeba czasem zdjęć klapki z oczu. Oczywiście, jeśli ktoś woli wyjazdy zorganizowane, ma na to hajs lub po prostu chce odpocząć, a nie padać wieczorem na pysk ze zmęczenia, to niech jeździ w taki sposób. Ale jeśli macie mało kasy, a duże chęci i głowę otwartą na świat, to się nie bójcie. Wystarczy znać język i odnajdziecie się wszędzie. Nawet mając naprawdę niewiele kasy w kieszeni :)

A czego mi brakowało w Madrycie? Oczywiście, że motocykla. W Hiszpanii sezon trwa praktycznie cały rok… I jak tu nie myśleć o przeprowadzce? Póki co cisnę ostro hiszpański, a co będzie później… Zobaczymy :))