Archiwa tagu: zx10r

Pierwszy raz po kontuzji

Kontuzje – temat rzeka. Jeden moment, który zmienia w życiu tak wiele.  Kilka tygodni (miesięcy) cierpień i rehabilitacji. Powrót do sprawności? Wszystko zależy i od szczęścia, i od silnej woli połączonej z motywacją. Pytanie brzmi, kiedy wrócić? Kiedy można wsiąść na motocykl? Kiedy to „już”?

Nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi, niestety. Dziś? A może za wcześnie? To może jutro… Ale czy jutro też nie będzie za wcześnie? Poprawę widać z dnia na dzień, ale jest ona minimalna. Czy dzień jest w stanie wiele zmienić? A jeśli nie, to może tydzień? A czy to wystarczająco dużo czasu? Tak naprawdę ciężko wybrać odpowiednie „już”. Z jednej strony diabeł szepcze „spróbuj”, z drugiej anioł mówi „uważaj”.


Ja (jak zwykle, niespodzianka) wyrwałam do przodu tak szybko jak tylko mogłam. Nieco obawiałam się reakcji mojego rehabilitanta, bo oczywiście przed faktem się nie przyznałam. Dowiedział się po. I wiecie co powiedział? „Od początku byłem za. Teraz to dopiero rehabilitacja pójdzie do przodu”. Zapytałam więc, jakie są ograniczenia – głównie co do jazdy rowerem (w ramach odbudowy nogi). Co odpowiedział? „Żadnych – tylko na motocrossie jeszcze nie jeździj”.


Żeby była jasność – moja jazda motocyklem w tym momencie to żadne ekstremalne wyczyny, nawet trudno mówić o połowie możliwości. Panowanie nad prawą nogą mam zdecydowanie ograniczone, od kolana w dół. Jej ruchy są dużo wolniejsze. Stopa jest na tyle twarda, że słabo czuje tylny hamulec i obciążenie podnóżka. Ale spokojnie zapieram się o zbiornik. Za to brakuje mi i ruchomości w kostce, i zgięcia kolana, i ruchomości samej stopy, bo nie mogę się wspiąć na palce. Przez co proces chodzenia jest bardzo utrudniony i tak naprawdę poruszam się póki co jak typowy kaleka, kuśtykając i utykając. Ale jeździć jest… łatwiej. Szczególnie rowerem. Z motocyklem jestem ostrożna, ale musiałam.


I tak, Pan Witek miał racje. Pierwsze metry na mojej ex Hondzie 954RR Fireblade dały mi sporo wiary w to, że szybko wrócę do pełni sprawności. A pierwsza jazda na ZX10R to prawdziwa petarda dla mojej życiowej motywacji. Przez moment nie czułam tego, że do „normy” jeszcze bardzo, bardzo daleko. Byłam w stanie spokojnie jechać i obsługiwać „nowy” motocykl, zobaczyłam jak się prowadzi (bo pierwszy raz na nim siedziałam, kupiłam w ciemno – jazdę testową odbył kolega), oceniłam wszystkie zmiany wprowadzone po zakupie oraz pozycje, prowadzenie, hamulce. Oczywiście wstępnie. A i tak jestem oczarowana. To dla mnie jak oczyszczenie duszy, zmęczonej kilkoma tygodniami uwięzienia w niesprawnym ciele.

Teraz jest już lepiej, bo każdy dzień przynosi widoczną poprawę. Bo mogę (a nawet muszę) wsiąść na rower i pojechać przed siebie. Bo mogę wsiąść na motocykl. A że mam problemy z chodzeniem, a o bieganiu nawet nie marzę… Wszystko przyjdzie z czasem. Ciężka praca daje efekty. Jazda po tak długim czasie to prawdziwa, potężna przyjemność, która dała mi kopa żeby walczyć dalej. Do celu!