Archiwa tagu: mt-09

Motopodsumowanie roku

Tym razem zapewne będzie ciut dłużej, więc większość z was nie dotrwa do końca. Ale co tam.. skoro całkiem udany rok za mną, to wypada go podsumować. Było groźnie, mroźnie, wesoło i na bogato. No to lecimy!

Sezon zaczął się standardowo – miałam do dyspozycji Yamahę XJ6 Diversion, którą pokochałam od pierwszych jazd. Nie za moc, pozycję i inne pierdoły, tylko za to, że to był mój pierwszy poważny motocykl. Nie ukrywam, że jestem sentymentalna, więc zapewne będę ją do końca swego żywota wspominać ciepło i z uśmiechem na twarzy. A wracając do początku sezonu.. jeździłam gdzie się dało, początkowo nieco omijając dni deszczowe, później starając się uczyć także na mokrym. Zimą planowałam poważniejsze zajęcie się gymkhaną, to chodziło mi mocno po głowie. Aż przyszedł czerwiec..

Yamaha XJ6Ja i moja pierwsza ukochana :-)

Nie ukrywam, że szkolenie na Rakietowej we Wrocławiu miało wpływ na mój dalszy motocyklowy rozwój. Wtedy poczułam, że winkle, torowanie i wszystko co z tym związane, naprawdę mnie kręci. Choć początki, jak to początki, nie były rewelacyjne.. gdy patrzę dziś na zdjęcia, na mojej twarzy pojawia się uśmiech połączony ze współczuciem, że wyglądało to tak kiepsko. Za rok pewnie (oby), tak samo będę podsumowywać obecne fotografie ;-) Plany są bardzo ambitne, ale o planach później. Szkolenie dało mi do myślenia – było lepiej niż się spodziewałam, a i tak dosyć kiepsko. Co nie zmienia faktu, że sporo się nauczyłam i wyciągnęłam wnioski z tej lekcji.

Yamaha XJ6Szkolenie na Rakietowej dużo mnie nauczyło

To nie była moja ostatnia wizyta na Rakietowej, ale brak możliwości regularnej jazdy skłonił mnie do poszukiwania alternatyw. I tak wpadłam na pomysł znalezienia parkingu, dosyć sporych rozmiarów, na którym mogłabym poćwiczyć i poprawić wyczucie maszyny. Padło na okolice Środy Śląskiej – z pewnością nie bez wpływu na wybór miejscówki miało moje miejsce zamieszkania, czyli wrocławska wylotówka na Zieloną Górę. W tamte okolice mam po prostu szybką i ładną drogę. Treningi pod pseudonimem „ŚŚ” z czasem przyciągnęły także Mateusza, który ćwiczył tam (i nadal to robi) na swoim Bandicie oraz Łukasza, który uczy się motocyklowego rzemiosła na SV650S.

Yamaha XJ6Treningi pod uroczą nazwą „ŚŚ” to dobry fun :-)

Pod Środą zaczęłam też lekko świrować i kombinować. I tak z czasem udało mi się opanować stanie na siedzeniu motocykla oraz kilka innych trików. Wtedy w głowie urodził się kolejny pomysł, wciąż niezrealizowany, ale kiedyś to zrobię.. Karen i stunt, znając mnie zapewne coming soon :-) I tak mijało lato – kolejne nabijane kilometry, nowe pomysły, sporo szaleństw pod „ŚŚ”. Aż nadeszła jesień..

Yamaha XJ6Pół żartem, pół serio.. Superwoman ;-D

Teoretycznie dla motocyklistów to schyłek sezonu. Dla mnie to totalny rollercoaster. Najpierw, we wrześniu, kierowca busa zafundował mi bliskie spotkanie z asfaltem na jednej z wrocławskich ulic. Straciłam motocykl oraz kilka godzin na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Na szczęście skończyło się tylko na urazie kolana oraz skręceniu i naderwaniu kręgów szyjnych. Od tego momentu musiałam sobie radzić bez własnych dwóch kółek, na szczęście z pomocą przyszedł Mateusz, który użyczył mi swojego Bandita.

Suzuki Bandit 600SBywały i odpały ;-)

Kilka tygodni później nawiązałam współpracę z Yamahą, dzięki czemu w moje ręce trafiła nowiutka MT-09. Narowista bestia. Gdy odbierałam ją z salonu Motorland, „moja” sztuka miała przejechane ledwo 7 kilometrów. Kilka dni z nią to był szał i ogromna przyjemność. Zresztą, dzięki jej obecności miałam przyjemność dosiąść także litrowej SV-ki kolegi Grześka. Gdy wydawało się, że to koniec bajki i mimo bardzo ciepłej jesieni, sezon dobiegł dla mnie końca, Motorland jeszcze raz wyciągnął do mnie pomocną dłoń i użyczył mi na testy Yamahę FZ8 Fazer.

Yamaha MT-09Yamaha MT-09 to naprawdę kapitalny motocykl!

Po przyjemnościach jazdy nowymi sprzętami wróciłam do Bandita, z jednorazowym, krótkim występem na bartkowej Hondzie CBR600RR. Sytuacja szybko uległa zmianie. Zbieg pewnych dobrych i złych okoliczności sprawił, że mój dobry kumpel Łukasz kupił sobie do nauki Suzuki SV650S. A że nie ma jeszcze prawa jazdy, a maszyna jest garażowana u mnie.. użyczył mi swoich dwóch kółek. I tak przez jakiś czas woziłam się po Wrocławiu uroczą V-ką.

Suzuki SV650Motocykl Łukasza dobrze nadawał się do pewnych eksperymentów.. :-D

Nadszedł jednak moment przemyśleń i zmian.. ileż można jeździć na pożyczonych maszynach? Stało się. Zaczęłam akcje zbierania pieniędzy na nowy motocykl, jednocześnie przeszukując internet w poszukiwaniu ogłoszeń. Przez dłuższy czas nie działo się nic, aż nagle.. bingo! Piękna Yamaha R6 2006 i to z Wrocławia. To się nazywa szczęśliwy strzał. Był lekki problem z uzbieraniem funduszy i póki co jestem nieźle zapożyczona, ale to nic.. mam ją, a spłacać będę powoli i sukcesywnie. Oficjalnie trafiła w moje łapska 7 grudnia 2013.

Yamaha R6Mój ścigacz.. żeby nie było wątpliwości, ścigacz to w tym wypadku „ksywka” ;-)

Zakup nowego motocykla połączył się z początkami zabaw z mechaniką we własnym garażu. Większość z was nie wie, że od kilku miesięcy czytam sporo książek właśnie dotyczących mechaniki, głownie motocyklowej, choć samochodowej również. Pora zacząć wdrażać wiedzę teoretyczną w życie.. nie będę wam opisywać tych mrożących krew w żyłach napraw i wymian, które do tej pory zrobiłam, bo nie ma się czym chwalić. Ale co tam, każdy kiedyś zaczynał. Liczą się chęci i determinacja – a jak ja się zepnę, to osiągnę swój cel ;-)

I póki co, to tyle motocyklowego podsumowania roku 2013. Był niezwykle udany, ciekawy i obfitujący w niespodzianki. Oby kolejny był jeszcze lepszy. Tego sobie i wam życzę. A o planach na 2014 opowiem w innym wpisie.. może :-)