Motocykliści dzielą się na wiele grupek i kategorii. Są tacy, którzy zmieniają maszyny jak rękawiczki. Inni przez kilka lub nawet kilkanaście sezonów tłuką się jednym sprzętem, dopieszczając go i dbając jak o własne dziecko. Obojętnie, jakim „typem” jesteś, mam sugestię. Warto pojeździć różnymi maszynami.
Motocykl to dosyć specyficzny środek transportu. Nie tylko poszczególne modele różnią się między sobą. Różnice są nawet między maszynami, które z pozoru powinny być identyczne. Bo na samo prowadzenie wpływa więcej czynników, niż sama wizja inżynierów i późniejsze wykonanie. Istotne jest także zużycie. I tak jazda CBR600 F4 z tego samego rocznika, może być albo przyjemnością, albo udręką. Podczas swojego niedługiego życia, maszyny przechodzą z rąk do rąk, katują je inni właściciele, każdy wprowadza swoje drobne modyfikacje, upada, różnie interesuje się eksploatacją. I tak po 15 latach jazdy motocykl może mieć nie tylko inny stopień zużycia jak jego rówieśnik, ale także inne przełożenia, wydech… W starszych jakieś modyfikacje w gaźnikach, młodsze w ECU. Czasem nawet o tym nie wiemy.
A co z młodszymi modelami? Z zasadzie to samo. Nawet dwuletni motocykl sportowy mógł owe dwa lata latać po torach, a na czas sprzedaży wrócił w drogowe owiewki i błyszczy nowością, o ile ktoś nie przeczochrał go kilka raz po torze i kamienistym poboczu. A równie dobrze mógł te dwa lata stać w garażu i wyjeżdżać tylko na weekendowe pojeżdżawki. W obu wypadkach na liczniku może się pojawić nawet ten sam przebieg. Ino zużycie ciut inne.
Ale nie o zużyciu miał być ten wpis, a o jeździe różnymi motocyklami. Dlaczego? Do swojego przyzwyczajamy się dosyć szybko, a nawet jeśli długo, to każdy, gdy w końcu wyjeździ swoje, na własnym motocyklu czuje się dobrze. Jeśli zależy nam tylko na bezpiecznym i miłym przemieszczaniu się, to wystarczy. Jeśli zależy nam na własnych umiejętnościach – nie.
Każdy motocykl jest inny. Ma inny rozstaw osi, inaczej rozłożony środek ciężkości, inaczej oddaje moc, inaczej się prowadzi, inaczej hamuje. Każdy ma swoje plusy i minusy, wady i zalety. Ja kręcę się w głównie w motocyklach sportowych pojemności 1000ccm oraz nieco rzadziej 600ccm. I w tych klasach, mimo zbliżonych wartości mocy czy też osiągów, maszyny są kompletnie różne.
Oczywiście przejechać się i nie zginąć, może każdy. Ale jeździć i wyczuć motocykl, to już nieco większa sztuka. Nawet najlepszym zawodnikom świata zajmuje chwilę, by na innej maszynie być równie szybkim co na własnej. Czasem nawet to nie udaje się nigdy. Bo jednemu pasuje to, drugiemu co innego. Dla zwykłego, „szarego” użytkownika to brzmi sensownie, ale pewnie zadajcie sobie pytanie, co Wy macie z tym wspólnego? Otóż dużo. Każdy motocykl uczy kierowcy czegoś innego. I wymaga czegoś innego. Pokazuje nasze plusy i minusy. Wskazuje co poprawić i nad czym popracować. Jeśli jazda motocyklem to dla was coś więcej niż okazjonalna rozrywka i chcielibyście podnosić swój poziom – warto próbować różnych sprzętów. To naprawdę rozwija i uczy. Tę różnorodność motocykli uwielbiam i nigdy mi się nie znudzi. I nie uważam, aby strach przed cudzym sprzętem powinien paraliżować – bo koszty, problemy itd. Najważniejsze jest własne zdrowie i obojętnie na jakim motocyklu jedziemy, właśnie to powinno nas najbardziej interesować. Tyle wywodu, a wnioski pozostawiam wam :)