Stało się. Zbierałam się do tego od dłuższego czasu, ciągle jednak trochę nieśmiało.. Aż miarka się przebrała. Życiowe doświadczenia, kłopoty, rozterki – wszystko, co trapiło mnie przez ostatnie dwa tygodnie, postanowiłam ostatecznie zamienić na pozytywną energię. Zmianę życia rozpoczęłam od wyglądu, kolejnym etapem miał być motocykl. I to się udało.
Swoją ukochaną Yamahę R6 wystawiłam na sprzedaż w czwartek. Pierwszy poważny klient pojawił się już w piątek, jednak mimo zapowiedzi nie zadzwonił w sobotę. Równolegle dowiedziałam się o tym, że we Wrocławiu stoi bardzo ciekawy egzemplarz Kawasaki ZX10R. „To zbyt wkur@iony motocykl” – mówili. Ja to wszystko doskonale wiedziałam. A i tak chciałam ją obejrzeć i się przejechać. Wszystko to miało mieć miejsce w sobotę, jednak z powodu różnych dziwnych zawirowań, wycieczka nie doszła do skutku. W niedziele rano podniosłam się z łózka z trudem z powodu choroby, nie spodziewając się tego, co miało nadejść.

Pierwszym sygnałem motywującym do działania była wiadomość od uroczej blondynki, niech jej roboczą ksywką będzie „M” ;) Napisała ona, że chce obejrzeć R6 i będzie za pół godziny. Poczekałam. Za jakiś czas moim oczom ukazała się nie tylko ona, ale także jeden ze znajomych, także dosiadający litrowego ścigacza. Oględziny trwały krótko, „M” zaproponowała mi określoną kwotę. Uznałam, że muszę przemyśleć temat. Umówiłyśmy się na telefon. Kilka minut później byłam już w drodze, celem obejrzenia „Kawy”.
Zobaczyłam ją pierwszy raz i doznałam szoku. Na zdjęciach wyglądała tak normalnie, bez szału. Na żywo naprawdę zrobiła na mnie wrażenie. Piękny i zadbany pojazd. Nieśmiało odpaliłam silnik, pooglądałam ją dokładnie… Aż nadszedł moment jazdy próbnej. Podeszłam do tematu niezwykle ostrożnie, bo o mocy, a właściwie sposobie jej oddawania, słyszałam legendy. Rzeczywiście, ZX10R pierwszej generacji to strasznie narwany motocykl. To szalone, ale ekscytujące. O dziwo od razu złapałam z tym pojazdem dobry „feeling” i czułam się komfortowo. To mnie przekonało.

Szybko dałam znać „M”, że sprzedam swoją R6. Dalej sprawy potoczyły się niezwykle sprawnie. Powrót do domu, sprzedaż Yamahy, wyjazd po Kawasaki… I tak od 5 października 2014 jestem szczęśliwą posiadaczką dzikiej i wściekłej ZX10R. Zielone szaleństwo :)