Archiwa tagu: mt09

Zwinny diabeł – test nowej Yamahy MT-09

Yamaha z cierpliwością tybetańskiego mnicha przyjmowała ciosy motocyklistów i ekspertów, którzy zarzucali jej produkcje motocykli nudnych jak obrady sejmu. Japońskie maszyny były przemyślane, praktyczne, ale brakowało im choćby odrobiny szaleństwa. I wtedy na rynek wjechała szatańska MT-09.

Przynajmniej taka miała być z założenia – ostra i dzika. Specyfikacja techniczna wygląda ciekawie, ale na pierwszy rzut oka nie kładzie na łopatki. Japońscy konstruktorzy postarali się i stworzyli zupełnie nowy, trzycylindrowy silnik o mocy 115KM i momencie obrotowym wynoszącym 87Nm. Wersja bez ABS-u waży 188kg, a wszystko wisi na aluminiowej ramie. Tyle teorii.

Niegrzeczna pozycja

Pierwsze metry na MT-09 to etap przyzwyczajania się do pozycji. To motocykl nazywany przez Yamahę „nową generacją maszyn sportowych”, jednak w praktyce na nowym dziecku Japończyków siedzi się jak na rasowym Supermoto. Kierownica jest szeroka, a bak krótki. Dzięki temu mamy wrażenie umiejscowienia niemal na wyświetlaczu. Taka pozycja, w połączeniu z radośnie reagującym na odkręcenie manetki silnikiem, od razu wyzwala w nas „ciemną stronę mocy”, a przed oczami migają obrazki z oglądanych w Internecie filmików z miejskiego motocyklowego terroru.

Yamaha MT-09Wizualnie pięć z plusem

Jestem kobietą i nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o wyglądzie. Dla mnie ten motocykl jest po prostu ładny. Wprawdzie wersja kolorystyczna testowanego egzemplarza nie jest moim zdaniem najładniejszą z propozycji, ale tak czy inaczej może się podobać. Co więcej, miłośnicy radosnego lansu i zwracania na siebie uwagi będą zachwyceni – za MT-09 oglądają się wszyscy. Kierowcy samochodów, motocykliści, ładne kobiety czy Panowie na emeryturze. Czy tego chcecie czy nie, na nowym dziecku Yamahy na pewno będziecie wzbudzać zainteresowanie.

Yamaha MT-09

Dobra bajera

Wyświetlacz jest.. ładny. Znajdziemy na nim, oprócz oczywistych oczywistości, także informację o aktualnie wbitym biegu oraz do wyboru – temperaturę silnika, otoczenia, spalanie chwilowe, spalanie średnie, przebieg i standardowe w Yamasze „tripy”. Jako kobieta muszę wspomnieć o tym, jak włącza się „komputer pokładowy”. Wodotrysk, a cieszy. Mam jedynie małe zastrzeżenia do szacowanej temperatury otoczenia – odniosłam wrażenie, że podawane przez motocykl liczby są zawyżone.

Nie dajcie się oszukać

Kanapa w MT-09 wygląda jak deska i komfort siedzenia na niej jest mniej więcej do deski zbliżony. Słyszałam już komentarze, że to tylko pozory i jest ona całkiem wygodna. No way. Faktycznie, jestem osobą szczupłą i niespecjalnie od strony czterech liter mam do dyspozycji własną „poduchę”, ale po dłuższej jeździe na nowym dziecku Yamahy po prostu bolał mnie zadek. Nie uważam tego za wielki minus przede wszystkim dlatego, że MT-09 to dla mnie bliska rodzina funbike’ów.  Czort do zabawy, szaleństwa, naduszania – jak kto woli to nazywać. Nie wyobrażam sobie używania jej na długiej trasie jako radosnego, poruszającego się w trybie slow motion turystyka. To tak, jakby wybrać się w podróż dookoła Europy na YZ250F lub pomykać po błotnistym terenie Hayabusą.

Yamaha MT-09

Od emeryta do narwańca

Żarty, żartami, ale tryby pracy silnika to ciekawy bajer. W MT-09 mamy do wyboru trzy wersje – A, B oraz standard. Ta ostatnia włącza się każdorazowo po uruchomieniu motocykla. Jeśli chcemy przejechać się spokojnie (tryb B) lub wariacko (tryb A), to musimy zmienić ustawienia używając przycisku „mode”, umieszczonego po prawej stronie kierownicy, przy manetce gazu. Dostęp do guzika jest łatwy, więc nie ma problemu z manewrowaniem między trybami. Różnica między A, a B jest odczuwalna, ale nie powalająca.. Najspokojniejsza wersja B też pozwala na sprawne (bardzo sprawne) wyprzedzanie.

Yamaha MT-09

Serce jak dzwon

Szybko przejdę do tego, co najbardziej interesuje czytelników – do silnika. Jednostka napędowa jest bardzo zwinna i żywa, szczególnie gdy przekroczy 5000 obrotów. Wcześniej nie tyle, że jest ospała, co mniej agresywnie reaguje na gaz. By mieć jakiś punkt odniesienia, bezpośrednio po jeździe MT przesiadłam się na SV1000. Oczywiście, V-ka miała lepszy dół, natomiast w wyższym zakresie obrotów Yamaha nie ustępowała Suzuki, a kultura pracy silnika jest nieporównywalnie lepsza w przypadku trzycylindrowca. Podczas przyspieszania oba motocykle są równie agresywne – to zaskoczyło mnie in plus. Silnik MT-09 jest dosyć elastyczny, ale niespecjalnie przepada za niskimi obrotami. Zresztą, kierujący nią także nie powinien ich lubić – w końcu co za przyjemność jechać na ledwo dychającym piecu.. Silnik mogę więc określić jednym słowem – kapitalny. Należy pamiętać, że przy takim momencie obrotowym i rozłożeniu masy, MT-09 ma skłonności do „mielenia” tylnego koła przy zimnej oponie czy niskiej temperaturze otoczenia lub odwrotnie – do ochoczego wskakiwania na koło, gdy jest dogrzana. To nie jest grzeczny sprzęt dla początkujących.

Yamaha MT-09Miejski szatan

Korki, korki, korki.. nie czarujmy się, fanatycy długich podróży raczej nie zakupią tego motocykla. Co innego wariaci, którzy lubią szybko i sprawnie poruszać się po mieście. A jak miasto, szczególnie duże, to i kroki. Tutaj MT-09 pokazuje pazur. Jest lekka, zwinna i niezwykle sprawnie manewruje się nią między samochodami. Mam 170cm wzrostu i bez problemu dotykam całą stopą podłoża, mało tego, pozycja na motocyklu sprawia, że zatrzymując się mamy wrażenie, że nie siedzimy, a stoimy. To daje komfort przy wolnych manewrach nawet tym, którzy nie są mistrzami Gymkhany i zazwyczaj przetaczają się używając do podporu wszystkich swoich kończyn. Jedyny minus Yamahy w miejskiej dżungli to szeroka kierownica i rozstaw lusterek – to może przeszkadzać, gdy przeciskamy się np. między autobusem, a busem. Mimo tych drobnych niedogodności, pokonując Wrocław w piątkowych godzinach szczytu udało mi się nie utknąć nigdzie. Dramatu nie ma.

screenshotScreenshot z kamerki Sony Action Cam

Narwana, ale przemyślana

Cieszą detale. Na deklu silnika zamontowano plastik, by kierujący nie oparzył się od nagrzanego pieca. Na baku znalazły się wstawki antypoślizgowe, by przy złożeniach być odpowiednio „przyczepionym” do motocykla. Sporo elementów zostało zabezpieczonych przed porysowaniem. Patrząc przez pryzmat ceny tego sprzętu, można być pozytywnie zaskoczonym. Nie wiem jak będzie z trwałością, choć w przypadku Japończyków ciężko mieć większe obawy. MT-09 mimo swojej nie najwyższej ceny wygląda porządnie i nie sprawia wrażenia motocykla budżetowego. Wyższa półka.

Yamaha MT-09

Prowadzi się jak po sznurku

Właściwie na tym zdaniu można zakończyć dywagację na temat prowadzenia, choć dla porządku rozpiszę się nieco na ten temat. Wolne manewry, standardowe skręcanie, walka w miejskiej dżungli – wszystkie te czynności są dziecinnie proste i przyjemne. Jeśli chodzi o bardzo szybką jazdę, winkle – jest dobrze. Trudno jednak oczekiwać od motocykla, na którym siedzimy jak na Supermoto, że będziemy mogli bez problemu schodzić na kolano niczym na BMW S1000RR HP4. Siedzi się nieco zbyt blisko kierownicy. Jeśli ktoś chce zabierać ją na tor, powinien się nastawić raczej na szaleństwa bokiem, niż styl Valentino Rossiego. Albo kupić R1. Z kolei hamulce to niewątpliwy plus tego motocykla. Można je precyzyjnie dozować, a do tego są pieruńsko skuteczne. Powiem więcej – po bezpośredniej przesiadce ze sprzętu, który wytraca prędkość podobnie jak pociąg towarowy, można przeżyć szok i stracić zęby na kierownicy. Po prostu możemy się czuć bezpiecznie w obecności tych hebli – główna w tym zasługa przodu, gdzie mamy zamontowane dwie pływające tarcze, obsługiwane przez montowane radialnie zaciski. Warto jeszcze wspomnieć o oponach – Yamaha seryjnie wyposaża nowe MT-09 w bardzo dobre gumy. Są to sportowo-turystyczne (z naciskiem na to pierwsze) Bridgestone S20. Twórcy reklamują je szumnie, twierdząc, że to „technika MotoGP dla każdego”. Pomijając kwestię marketingowe, to naprawdę porządne kapcie.

Yamaha MT-09

I can fly

Fanatycy „pałowania” nie będą zachwyceni. Rzeczywiście, MT-09 przyspiesza jak rasowy sport, ale brak owiewki powoduje, że niebotyczne prędkości na odcinku dłuższym niż 1000 metrów są męką, przynajmniej dla takiego maleństwa jak ja. Jazda powyżej 160 km/h, gdy wieje wiatr, to walka o utrzymanie się na motocyklu. Pamiętajmy, że Yamaha nie tylko nie ma osłony przed pędem powietrza, ale także jest lekka. To wszystko sprawia, że czujemy się mało pewnie i na dłuższą metę wyprawy niezgodne z przepisami są po prostu męczące.

Yamaha MT-09

Zostańmy razem, ja i Ty

MT-09 była u mnie krótko, zbyt krótko. Z jednej strony zdążyłyśmy się do siebie przyzwyczaić, z drugiej nie dane mi było się tym motocyklem znudzić. Nie wiem nawet, czy jest to możliwe. Nowa Yamaha to sprzęt dla ludzi, którzy potrzebują dużej dawki adrenaliny, lubią szaleństwa na swoich dwóch kółkach, a przede wszystkim cenią sobie bezkompromisowość. Nie można mieć ciastka i zjeść ciastka. MT-09 to wisienka na torcie w ofercie Yamahy, ale nie jest dedykowana tym, którzy oczekują od motocykla, że będzie jednocześnie idealny do turystyki, szaleństw na torze i miejskiego terroru. Jeśli szukacie mocnych wrażeń i liczy się dla was „fun” z jazdy, to z pewnością sprzęt dla was. Niewiele jest na rynku tak sympatycznych pocisków.

Yamaha MT-09

Koszt nowej Yamahy MT-09 to 32 900zł za wersję bez ABS-u, oraz 34 900zł z ABS-em. Motocykl jest produkowany w czterech wersjach kolorystycznych – Deep Armor, Blazing Orange, Race Blu oraz Matt Grey. Dostępne są już dedykowane akcesoria, ale nie znajdziecie ich na polskiej stronie Yamahy. Należy wybrać inną wersję językową, np. angielską lub niemiecką. Wśród nich znajduję się między innymi szybka, która powinna nieco (nieco..) poprawić komfort jazdy przy dużych prędkościach.

Na koniec chciałabym podziękować wszystkim, dzięki którym ten test był możliwy – przede wszystkim Wrocławskiemu Centrum Motocyklowemu Motorland, za udostępnienie MT-09 do niezależnych testów oraz dzielnym towarzyszom, Mateuszowi i Grześkowi, za pomoc przy zdjęciach i filmikach!