Polską zimę ciężko opisać jednym słowem. Zazwyczaj ciężko opisać ją nawet kilkoma słowami. Jednego dnia atakuje nas wysoka temperatura dopieszczona słońcem, innego mrozimy się walcząc ze śnieżycą. Od kilku lat pojawia się jednak w okresie zimowym moment, kiedy jazda motocyklem jest możliwa i nawet potrafi sprawdzić względną przyjemność, bo nie zamarzają palce, a motocykl nie ślizga się niczym po lodzie. Ten „moment” nie trwa jednak długo. Zazwyczaj, bo są i tacy, którzy uwielbiają gdy trzeszczą im z zimna wszystkie kości.
Zimowych kaskaderów nie brakuje. Na szczęście w większości przypadków nie są to właściciele motocykli sportowych, bo te wybitnie nie nadają się do walki z niekorzystną aurą. Na sportowych oponach zimny asfalt w połączeniu z deszczem, wiosną czy jesienią, potrafi być zabójczy. A co dopiero zimą… Kaskaderzy posiadają zwykle nakedy lub turystyki, na nieco bardziej przystępnym ogumieniu. I przede wszystkim ich motocykle nie generują na kole porażającej mocy, która powodowałaby trudności z ruszeniem czy zmianą biegu. Mimo tego podziwiam ich. Samozaparcie i gen szaleństwa muszą być ogromne. Wyobrażam sobie, że do odbycia takiej przejażdżki bez konsekwencji trzeba się ubrać dużo szczelniej niż na stok narciarski, bo wieje tak samo (albo i bardziej), a ruszamy się znacznie mniej, więc i nasz organizm sam w sobie generuje mniej ciepła. Co więcej świadomość tego, że w mieście, gdy samochód zajedzie nam drogę, nasze szanse na zahamowanie są znikome, mnie osobiście odbierałaby jakąkolwiek przyjemność z jazdy. Pomijając fakt, że sama jazda nie może być zbyt ekstremalna w takich warunkach, bo po prostu jest to niemożliwe. Gdzie sens? Należy pytać kaskaderów :)
Co z takim razie ja robię zimą? Przygotowuję się do sezonu oczywiście! :) Na śniegu bawię się rowerem… Nazwijmy go MTB, choć jest to mało profesjonalny sprzęt. Oprócz kondycji, pracuję też nad równowagą, wyczuciem uślizgów, koordynacją itd. W ramach uzależnienia od adrenaliny i dźwięku silnika na odcinaczu, katuję swoje BMW E36 325i Coupe, zwane potocznie „Bumierem”, a zwyczajowo driftowozem. Latanie bokiem samochodem też sprawia niemałą przyjemność. Dzięki temu prędkości i szaleństwa w moim zimowym życiu nie brakuje.
Planem na najbliższe zimy, bo nie powiem że już na kolejną (choć niczego wykluczyć nie można…) jest crossówka. To wszystko sprawia, że Gixxer stoi w garażu i grzecznie czeka na cieplejsze dni, zamiast ryzykować swoje i moje życie, walcząc z zimową aurą na drogach. Wszystkim kaskaderom życzę przede wszystkim zdrowia i nie mam tu na myśli samych upadków, tylko problemy ze stawami, które są po czasie niesamowicie bolesne i trudne do wyleczenia. Ubierajcie się ciepło i uważajcie na siebie!