I tak to się zaczęło..

Zabawne. Po raz kolejny zaczynam pisać bloga – tym razem zabrałam się za to bardzo poważnie. Zmusiłam się do poświęcania kilku chwil i są efekty. To znaczy będą, mam nadzieje. Na razie moje oko cieszy połączenie witryny z Twitterem i Instagramem. Po przemyśleniu sprawy uznałam, że ponieważ blog nie jest komercyjny, nie piszę go dla żadnej redakcji czy po czyjeś dyktando, to nie będzie poświęcony sztywno konkretnej dyscyplinie sportu lub tematyce. To po prostu miejsce, w którym będę umieszczała swoje przemyślenia odnośnie żużla, wyścigów motocyklowych, a także własnych treningów i postępów. Trenuję.. właściwie wszystko, co związane z jazdą na dwóch kółkach, choć najwięcej czasu poświęcam na stunt (choć to może zbyt duże słowo, póki co..) oraz gymkhanę. Na razie niewiele trenuję na torze, jednak i z tym tematem mam związane pewne plany, o których opowiem później. Tyle tytułem wstępu.

Wczoraj w Częstochowie odbył się egzamin na licencję „Ż”. Ci, którzy mnie znają, doskonale wiedzą, że żużel młodzieżowy to mój konik. Dlatego też uwielbiam obserwować młodych chłopaków, stawiających pierwsze kroki w tym sporcie. Wczorajszy egzamin uważam za wyjątkowy z kilku powodów – najważniejszy z nich to fakt, że pełnoprawnymi zawodnikami stali się dwaj gimnazjaliści z wielkim sercem i talentem do tego sportu. Chodzi oczywiście o Maksyma Drabika i Bartka Smektałę. O młodym „Drabolu” nie trzeba wiele pisać – Maksym od zawsze związany był z żużlem. Jego ojciec Sławek to żywa legenda Włókniarza. Nie tylko z powodu punktów – chodzi przede wszystkim o styl jazdy oraz niesamowity luz, który charakteryzuje starszego Drabika. Jego syn na torze do złudzenia przypomina ojca. Charakterystyczna sylwetka robi wrażenie. Cała historia nieco przypomina mi ród Dudków – Patryk przed licencją, podobnie jak teraz Maksym, wyróżniał się na tle innych adeptów i na jego oficjalne dołączenie do żużlowej rodziny czekało tysiące zielonogórzan. Teraz to częstochowianie mają swoje pięć minut, chuchając i dmuchając na Drabika juniora. Oby Maksym poszedł w ślady „Duzersa”, bo możliwości ma ku temu ogromne – od talentu, przez pomoc ojca, na sprzęcie dobrej klasy kończąc.

IMG_9802

Maksym Drabik podczas Gali Lodowej w Opolu, 12.01.2013

Bartek Smektała to inna historia. Jego nazwiska nie zna nikt, oprócz grupy zapaleńców odwiedzających treningi na stadionie Alfreda Smoczyka w Lesznie. Nie od dziś wiadomo jednak, że nazwiska nie jeżdżą. Wśród najmłodszych „Byków” Bartek to zdecydowanie najbarwniejsza postać. I bardzo pragnie zostać świetnym żużlowcem – historia pokazała, że nie trzeba mieć ojca zawodnika, by osiągnąć sukces w tym sporcie, choć z pewnością nazwisko pomaga przyciągnąć odpowiednich sponsorów i zainteresować sobą kibiców. Na razie Bartek udowodnił, że jest poziom wyżej od większości chłopaków w swoim wieku. Podczas egzaminu wyróżniał się płynną jazdą i przyjemną dla oka sylwetką. Oprócz tego Smektała cieszył oczy kibiców efektownymi „wheelie”. Widać, że leszczynianin czuje motocykl i potrafi nad nim zapanować.

Czy garstka fanów, która obserwowała wczoraj egzamin na żużlową licencję była świadkami narodzin nowych żużlowych gwiazd? Być może. Obaj panowie mają bardzo dużą szansę, by w przyszłości stanowić o sile tego sportu. Przed nimi daleka droga, a nam pozostaje życzyć powodzenia i trzymać kciuki. Obserwujcie bacznie tych sympatycznych dzieciaków i oczywiście mojego bloga ;-)