Czy w życiu nie ma nic na zawsze?

Od dłuższego czasu mój fanpage ma dwie twarze. Motocykliści z krwi i kości na pewno nie są zachwyceni „życiową” tematyką niektórych postów, ale jest też bardzo wiele osób, które piszą do mnie z prośbami właśnie o takie teksty. Jestem troszkę „rozbita”, ale staram się zadowolić obie strony. Tym bardziej, że mam w tej chwili wyjątkową wenę.

Ludzie są różni. Jedni bardziej uczuciowi, inni mniej. Los mnie pokarał i zaliczył do tej pierwszej kategorii. I głównie takimi osobami się otaczam, to wychodzi samo z siebie. Jestem bardzo nieufna do ludzi, jeśli mówimy o trwałych relacjach, bo koleżeńskie nawiązuje bardzo łatwo. Te „prawdziwe” i szczere bardzo ciężko (ekstremalnie ciężko) u mnie osiągnąć, ale jeśli już się to uda, pójdę za kimś w ogień. Na palcach jednej ręki policzę takie osoby, ale nigdy, choćbym miała dać się pokroić, nie zrobię im krzywdy, wręcz przeciwnie, zrobię wszystko co się da, by było im jak najlepiej.

Ilość osób, którym ślepo ufam, jest najbardziej minimalna z minimalnych. To dla mnie jest, był i będzie fundament mojego życia. Relacje buduje przez wiele lat i te najprawdziwsze chcę utrzymywać do końca swoich dni. Brzmi głupio i naiwnie, ale tak właśnie jest. Że to naiwne, przekonałam się ostatnio. Ktoś, kto był dla mnie podstawą, fundamentem, po prostu jednym z filarów całego życia, potraktował mnie strasznie przedmiotowo i podle. Dopóki trzymał się swoich ideałów i zasad, bardzo żałowałam i męczyłam sama siebie, że wina leży po mojej stronie. Przeżywałam to strasznie, co było widać także w internecie – trochę wstyd, ale jesteśmy tylko ludźmi i udzielił mi się podły nastrój nawet w sieci, co wielu z czytelników zauważyło (nie było to trudne). Aż nadszedł dzień, który spowodował u mnie szok. Okazało się, że moja ślepia wiara w dobroć, w zasady, w uczciwość – to była tylko moja wiara. Że absolutny wzór dla mnie, okazał się być „taki jak wszyscy”. I przede wszystkim że ja okazałam się być „osobą jak każda inna”, a nie choć trochę wyjątkową, za jaką uważałam się (chciałam się uważać) przez wiele lat i co mówiono mi przez tyle czasu. Ciężko skreślić większość swojego dorosłego życia w moment. Nie potrafię skasować wspomnień z pamięci, uczuć, przeżyć. Co innego, gdyby chodziło o zwykłego Kowalskiego. Ale nie chodzi. Chodzi o kogoś, blisko kogo stałam i chciałam stać, trwać przez całe życie. Przez największe radości i najgorsze burze. Od euforii przez depresję. Po prostu zawsze, bez względu na okoliczności i upływ lat. To miało być coś „na zawsze” i „na pewno”. Takie moje jedyne na zawsze i na pewno oprócz matki, którą kocham nad życie.

Wiele lat temu popełniłam błąd. W ogóle byłam dosyć specyficzną osobą. Bardzo skoncentrowaną na sobie, na swojej pasji, dosyć egoistyczną. Wiele czynników miało na to wpływ i przyznaje się bez bicia, że było ze mną ciężko. Całe szczęście człowiek jako istota rozumna wyciąga wnioski. I zmienia się. Na lepsze. Pracowałam nad sobą sporo lat i nadal mnóstwo pracy przede mną. Ale przede wszystkim dojrzałam do tego, żeby żyć dla innych, nie tylko dla siebie. To sprawia mi dużo większą przyjemność – właśnie uszczęśliwianie bliskich sobie ludzi. Nie ma nic piękniejszego, jak wywołanie uśmiechu na twarzy, albo pomoc w ciężkich chwilach i zobaczenie choćby iskierki nadziei w oku. Można mówić, że ludzie to kurwy i nie warto. Że nie warto się otwierać, mówić kocham, opiekować się i trwać przy nich, bo każdy prędzej czy później zrobi nas w ciula. Najlepiej zabić wszystkie ideały i co chwile wymieniać „bliskich” jak rękawiczki, bo tak jest bezpieczniej. Ja się z tym nie zgodzę. Wiele razy zostałam potraktowana jak szmata, ostatnio mam to na świeżo i nadal wierze w ludzi. Nie w każdego, ale wiem, że nie warto być chujem. Obrażanie się na cały świat za to, co zrobił nam X czy Y, to egoizm i dziecinada. Ciągle są osoby, dla których warto żyć i być po prostu dobrym człowiekiem.

Ideałem nie jestem i nigdy nie będę. Wiele niewłaściwych rzeczy zrobiłam i na pewno wiele, świadomie lub nie, jeszcze zrobię. Popełniłam mnóstwo błędów, jak każdy z nas, wręcz niezliczoną ilość. Nie wybielam się i biorę na klatę porażki czy niewłaściwe zachowania, decyzję. Ale zawsze szczęście pewnych osób będzie dla mnie priorytetem, dlatego czasem robię rzeczy śmieszne, a przez niektórych uważane nawet za żenujące, na przykład organizuje jakieś śmieszne niespodzianki urodzinowe, które wymagają narobienia niemałego zamieszania, tworze torty, bez wiedzy zainteresowanych pomagam im „z drugiej linii” w sprawach najprostszych lub najtrudniejszych, głównie wtedy, kiedy o tym nie wiedzą, bo uznanie ani poklask nie są mi do niczego potrzebne. O wielu sprawach nikt się nigdy nie dowiedział, bo nie zależy mi na „dziękuję”. Zależy mi na tym, żeby było jak najlepiej. Nie robię niczego na pokaz, bo nie słowa, a czyny mają w życiu znaczenie.

Czy czegokolwiek żałuje? Mam takie momenty, ale pewien mądry człowiek powiedział mi ostatnio bardzo fajne zdanie: „nie żałuje niczego co zrobiłem w życiu, bo w momencie kiedy to robiłem, najwyraźniej chciałem to robić”. I jest w tym głębszy sens. Nawet jeśli popełniliśmy błąd, to nie cofniemy czasu. Możemy tylko wpływać na przyszłość. Nawet jeśli wydaje nam się, że ktoś nie docenił tego co zrobiliśmy albo ma nas po prostu gdzieś i zapewne zawsze miał, to w danym momencie chcieliśmy coś dla niego zrobić. I dobrze. Najważniejsze to mieć czyste sumienie. Mogę śmiało spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie „hej, zrobiłaś wszystko co mogłaś”. Nie wszystko w życiu zależy od nas. Ludzie zawodzą. my też zawodzimy. Najważniejsze to wyciągać wnioski. Idź do przodu. Czasem jeden krok w tył, powoduje dwa kroki do przodu. Nikogo nie można skreślać ani nie warto palić za sobą mostów. Każdy zasługuje na drugą szansę, nawet jeśli ktoś kiedyś nie dał jej nam.

Uczuć nie da się wykasować przyciskiem „delete”. Póki co nikt jeszcze nie wymyślił na to sposobu. Blizny zostają, ale trzeba iść dalej. Z podniesioną głową i uśmiechem na twarzy. A przede wszystkim z czystym sumieniem i poczuciem „bycia fair”. Bo mimo tych wszystkich ciosów w plecy ciągle wierze, że warto być po tej dobrej stronie. I że Ci, którzy zbłądzili teraz, też kiedyś wrócą na lepszą stronę mocy. Bo nadal uważam, że dobrzy ludzie się ot tak nie zmieniają w złych. Każdy ma prawo się pogubić. Najważniejsze, to odnaleźć się w tym całym ziemskim syfie od nowa i po prostu uwierzyć, że są tacy, którzy mimo wielu ran, nadal wierzą. Właśnie w Ciebie. i mimo tych ran, ciągle będą z Tobą.

Amen. Tyle słowa na dziś, a z tego wszystkiego płynie fala optymizmu. Dobrzy ludzie mają trudniej, ale mają prawdziwe, szczere relacje. I dla tych relacji warto być sobą. Nie zmieniajcie się! :)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s