Diabeł w skórze „sześćsety” – babski test R1 RN32

R1 RN32, czyli po prostu nowa „erłana”, nie jest na rynku od wczoraj. Mimo to wciąż budzi wiele emocji. Dlaczego? Ten motocykl to z pewnością przełom na scenie sportowych litrów. Do tej pory miałam okazję odbyć kilka przejażdżek zwykłą RN32 oraz R1M, ale dopiero ostatnie dwa dni udało mi się w całości spędzić w siodle tego niepozornego diabła. Wszystko dzięki uprzejmości wypożyczalni motocykli Moto71, która udostępniła mi swoją maszynę do testów. Jakie są moje skromne wnioski?

Miasto
Nowa R1 do miasta? Da się. Wszystko się da. Motocykl ten ma jednak małą, upierdliwą dolegliwość. Szarpie. Na niskich obrotach, których wybitnie nie lubi (ciekawe dlaczego…) po prostu okazuje swoje niezadowolenie. Na jedynce jest nie do zniesienia. Dla niej pierwszy bieg ma służyć do ruszenia, odwinięcia gazu i efektownego przebicia na dwa pod czerwonym polem – nie do turlania się na niskich obrotach. Ten motocykl po prostu tego nie trawi. Niby pierdoła, ale bardzo irytująca w miejskich warunkach, kiedy to często życie zmusza nas do zwolnienia, powolnej zmiany kierunku jazdy czy przebicia się w korku.


Pozycja
Sportowa. Siodło znajduje się dosyć wysoko, przez co ja, ze swoimi 168cm wzrostu, dosięgam z trudem stopami. To, co w mieście jest upierdliwe, w winklach sprawuje się idealnie. Zaskoczył mnie fakt, że na R1 RN32 można się wygodnie składać bez stompgripów. Na większości motocykli brakuje mi tego skromnego gadżetu. Na „erłanie” wcale. Bak jest tak idealnie wyprofilowany, że kierowca wręcz przykleja się do maszyny. Czyli inżynierowie dali radę. W praktyce oznacza to jednak ból wszystkiego, jeśli przypadkiem przyjdzie komuś do głowy zabrać ten motocykl w dłuższą trasę i nie nakur…, znaczy jechać szybko. Po prostu się nie da, chyba, że ktoś jest masochistą. Albo pełne kotły, albo zostaw R1 w garażu. Tracer czy inny GS czeka.

Prowadzenie
Jeden z kluczowych punktów programu. Litr, który prowadzi się jak „sześćsetka”. I nie, to nie jest slogan. Naprawdę niesamowicie łatwo i elegancko przerzuca się w zakrętach. Można powiedzieć, że po chwili jazdy, człowiek czuje się jakby na RN32 jeździł od zawsze. Nie trzeba się siłować ani walczyć. Momentami odnosiłam wrażenie, że ta maszyna składa się sama. Tym bardziej boli mnie fakt, że nie miałam okazji sprawdzić jej na torze. Obstawiam, że byłoby nieziemsko. W miarę możliwości wybrałam sobie jednak trasy z całkiem przyjemnymi winklami i jestem oczarowana.

Hamowanie
Kotwice. A to bardzo ważne. Jeśli motocykl przyspiesza z prędkością światła, to też z taką samą prędkością musi hamować. Na szczęście R1 się zatrzymuje, a nie wytraca prędkość. System ABS działa bez zarzutów. Yamaha dopracowała temat i daje użytkownikowi dużo pewności, że zatrzyma się tam gdzie chce, a nie w drzwiach autobusu albo w ogródku sąsiada. Duży plus.

Quickshifter
Wciąż mało motocykli posiada go na seryjnym wyposażeniu i trochę szkoda, bo jest to naprawdę miły gadżet. W warunkach drogowych, teoretycznie nie jest konieczny, bo po co nam urywać tysięczne sekundy… Z drugiej strony dla samego dźwięku warto :-)

Systemy
Słynna kontrola trakcji… Czy musi być, czy nie musi, czy powinna, czy nie? Na pewno ekstremalnie ciężko byłoby wykorzystać moc takiego motocykla bez „wspomagaczy”. To daje komfort, pewnego rodzaju „poczucie bezpieczeństwa”, o ile w ogóle można mówić o czymś takim w przypadku tak piekielnie mocnej maszyny. Kontrola trakcji mimo wszystko pozwala na uślizgi i to całkiem znaczne – wciąż wiele zależy od kierowcy. R1 traktowana bez pokory i tak zamiata tyłem na lewo i prawo. TCS nie robi z niej potulnego baranka. Ciężko jest mi się wypowiedzieć w tej kwestii szerzej, ponieważ miałam zbyt mało czasu na sprawdzenie skuteczności kontroli trakcji w różnych sytuacjach. Moc i moment obrotowy R1 w konfrontacji ze zmiennymi warunkami na drodze to dosyć agresywne zestawienie. Kiedyś kontroli trakcji nie było, ale też motocykle były dużo słabsze niż obecnie. Opanowanie takiego byka za pomocą samego nadgarstka byłoby ekstremalnie trudne, szczególnie na ulicy, gdzie czeka na nas mnóstwo niespodzianek. Nie chcę wchodzić w tym tekście w dyskusje o tym, czy bajery elektroniczne są potrzebne czy nie, ale myślę, że i tak należy pogodzić się z faktem, że będą. Chwała za to, że są skuteczne.


Charakterystyka silnika
I tu niespodzianka. Zanim wsiadłam na RN32 nie wierzyłam, że ten motocykl nie ma dołu. Naprawdę nie ma. Za to to, co dzieje się powyżej 8000 obrotów wysadza w inną galaktykę. Pamiętajmy, że to jest motocykl sportowy. On uwielbia „górę”. Wtedy jest narwany jak byk na rodeo. Ciężko jest się zorientować i zrozumieć, jak szybko wzrasta prędkość. Quickshifter dodatkowo pozwala zapomnieć o kłopotliwym sprzęgle. Tylko „pąąą, pąąąą” i kolejne biegi w górę. Bajka.

Inne wnioski własne
„Erłana” uroczo wstaje z gazu powyżej 7000 obrotów. Tak pięknie i z gracją, że aż na twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Ze sprzęgła oczywiście też, bez najmniejszych kłopotów, co więcej, po osiągnięciu 8000 obrotów na jednym kole najmniejszy ruch nadgarstka może nas wysadzić w kierunku podziwiania chmurek. Jeśli ktoś nie jest fanem obserwacji pogodowych, polecam ostrożność.


Poza tym, ten motocykl wciąż zwraca uwagę „ludności cywilnej”. Bardzo. Wszyscy się go czepiają, pytają, chcą robić zdjęcia. A przecież jest już na rynku dobrą chwilę. Po prostu się wyróżnia. Dźwiękiem także. Brzmi bardziej jak maszyna z MotoGP, niż motocykl drogowy. Fajnie, chociaż specyficznie.

Dla mnie jazda sportowym litrem po mieście to norma, zresztą nie wyobrażam sobie poruszania się czymś innym. No nie, po prostu no nie. Dlatego też R1 mi w warunkach miejskich po prostu nie przeszkadza. Biorę ją taką jaka jest. Ale to, co pokazuje na zakrętach to już poezja. Widać, do czego została stworzona. Jeszcze raz powtórzę to co napisałam wcześniej – prowadzi się jak 600ccm, co więcej, nie siedziałam nigdy na przyjemniejszym do skręcania litrze. Miód.


Z ciekawostek dodatkowych – menu obsługuje się całkiem przyjemnie i intuicyjnie, chociaż motocykl ma „kilka” funkcji do obsłużenia. Lampa sygnalizująca konieczność zmiany biegów jest ciut mała, ale za to „obrotomierz” zmienia kolor w miarę zbliżania się do odcięcia, co nieco ułatwia sprawę. A, i pewnie znajdą się tacy, których interesuje spalanie. Odpowiem – nie wiem. I nie chcę wiedzieć. Nie wszystko da się przeliczyć na pieniądze :-)


Podsumowanie? R1 RN32 to motocykl stworzony na tor i bardzo żałuję, że nie miałam okazji się nim przejechać właśnie w takich warunkach. Mimo to, „erłana” ma w zasadzie same plusy, bo upierdliwość jazdy na niskich obrotach ciężko nazwać wadą w sportowym, zaprojektowanym do torowania motocyklu. Miłośnicy nowych technologii zapewne wypomną Yamasze brak downshiftera w serii, bo to oferuję BMW w nowym S1000RR, ale ja nie jestem aż tak wymagająca… I z wielką niecierpliwością czekam na kolejną okazję, by znów dosiąść R1 :-)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s