Budzisz się rano. A właściwie to budzi Cię budzik. Albo gorzej, wcale nie udało Ci się zasnąć. Na głowie tona kłopotów. Waży tyle, że w sumie sam nie wiesz, od czego zacząć porządkowanie tego syfu. Brzmi znajomo? Każdy kiedyś to przeżył… Albo przeżywa.
Bez względu na to, jaki problem Cię zżera od środka, musisz sobie jakoś radzić. Raz lepiej, raz gorzej. Jedni spuszczają żaluzje i nie wychodzą z domu, bo nie mają do tego motywacji. Inni uciekają w sport, inni znów w imprezy, alkohol i narkotyki. Zawsze lepiej siedzieć z ludźmi niż samemu. Zawsze łatwo jest oceniać kogoś z boku, nie znając sytuacji. Albo znając ją tylko z zewnątrz. A najważniejsze jest to, co każdy z nas czuje w środku. Emocje i uczucia potrafią zmienić zachowanie człowieka o 180 stopni. A to co na nie wpływa niejednemu zniszczyło życie.
Każdy przynajmniej raz w życiu (o ile nie milion razy) doświadczył poczucia „beznadziejności życia”. Siedzisz i nic Ci się nie chcę. W sumie nie masz co ze sobą zrobić. Może i byś się ruszył, ale w zasadzie po co. Siedzenie Cię dobija i przytłacza, ale nie masz motywacji żeby zrobić cokolwiek. Czujesz, że co byś nie zrobił, to i tak nie zmieni sytuacji. I tak w ogóle, to po co? Przecież to bez sensu…
I tu z pomocą może przyjść pasja. Obojętnie czy jesteś motocyklistą, szachistą, kolekcjonerem znaczków czy maniakiem podróży. Jeśli to „coś” wyciągnie Cię z domu, to już połowa sukcesu. Bo bywa, że w pracy się nie układa, bo bywa, że związki się kończą, przyjaźnie rozpadają, a motywacja do zmian umiera. Jeśli masz zamiar w sytuacji podbramkowej się oszukiwać (albo kogoś) lub zabijać czas (lub co gorsza kogoś), lepiej zajmij się tym, co jest Twoją odskocznią.
Podobno najlepiej „trafiają” sytuację z życia, wiec powiem coś o sobie. Nie zawsze miałam w życiu łatwo, w sumie do tej pory nie mam, bo jak na swoje 25 lat egzystencji spotkało mnie już sporo „niefajnych” rzeczy. Z lekarzami przybijam piątki, ale ciągle żyje i mam się całkiem dobrze. Ale te wszystkie choroby, wypadki – to wcale nie było najgorsze. Od dziecka siedziało we mnie coś, czego nie mogłam zmienić. Poczucie bycia gorszym. Nawet jak coś potrafiłam, to byłam w stanie to pokazać dopiero wtedy, kiedy uznałam, że jestem już prawie mistrzem i nigdy się nie pomylę. Bo co sobie o mnie pomyślą jeśli nie wyjdzie? Że jestem nieudacznikiem? A zdjęcia? Nigdy nie znosiłam zdjęć. Bo uważałam, że jestem brzydka. Ludziom nie okazywałam nigdy swoich słabości. Bo było mi wstyd, że w czymś jestem słaba. Wieczne poczucie niższości. I do tego te „dziwne” zainteresowania…
Kiedy wydawało mi się, że powoli z tego wychodzę, trafiłam najgorzej jak mogłam – bo znalazł się ktoś, kto bardzo skutecznie wbił mnie w jeszcze gorsze kompleksy. Istne bagno beznadziei. Bo jeśli człowiekowi na kimś zależy, ta druga osoba ma niezwykłą moc. Może wynieść Cię ponad chmury, albo zmielić resztki poczucia własnej wartości. Tak jakoś wyszło, że padło na to drugie.
Ale nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny. Czasem trzeba osiągnąć dno, żeby odbić się i odrodzić jak Feniks z popiołów. Jeśli Ty sam nie zmienisz czegoś w swoim życiu, to z pewnością nic się nie zmieni. Ja zmieniłam bardzo dużo – nie powiem, że wszystko, ale naprawdę wiele. A motorem napędowym była pasja. Dzięki niej chciało mi się wstać rano z łóżka, ruszyć, zobaczyć coś. Do tego zdjęcia, filmy, spotkania z przyjaciółmi, nagle pojawiło się wiele nowych osób, znajomości, celów, marzeń a nawet możliwości zarobienia pieniędzy. Wszystko zaczęło się układać w jedną całość. Jestem w tym miejscu w którym jestem, z uśmiechem na twarzy i wiarą w siebie, dzięki pasji i ludziom, których spotkałam na swojej drodze. I tym najbliższym mi, na których zawsze mogę liczyć, i tym dalszym. I właśnie to staram się przekazywać innym – motywację nie tylko do jazdy na motocyklu i podnoszenia umiejętności, bo to jest mniejsza (w 95% przypadków) lub większa część życia motocyklisty, ale do życia w ogóle. Nie sztuką jest odklepać 8 godzin w pracy, wrócić do domu wieczorem i narzekać, że wszystko bez sensu, bo na wszystko brakuje kasy, bo nic się nie zmienia, bo zupa była za słona. Sztuką jest mieć w sobie tyle energii, żeby działać – żeby być szczęśliwym nie trzeba mieć milionów na koncie. Na studenckim wyjeździe, na którym byłam w kwietniu 2016 roku, a który kosztował mnie 900zł, bawiłam się dużo lepiej niż 95% gości pięciogwiazdkowych hoteli w ekskluzywnych częściach świata.
Wcale nie wstydzę się swojej „głupoty” i błędów, które wcześniej popełniłam. Wręcz przeciwnie. Pewnie gdyby ich nie było, nie byłabym teraz tu, gdzie jestem. Zamkniętej, zakompleksionej Kasi już nie ma. Jest Kasia ciesząca się życiem, wierząca w siebie i w innych. Z ogromną motywacją do tego, żeby działać, zwiedzać świat, robić rzeczy i te fajne, i te głupie. I próbująca tą motywacją zarazić innych – bo tylko z innymi ludźmi to ma jakikolwiek sens!
Nie życzę wam, żebyście wygrzebywali się z dna. Wręcz przeciwnie. Mam nadzieję, że cały czas na waszych twarzach będzie banan i pasja dołączy do tego jako miły dodatek. Gdyby się jednak okazało, że coś się wali i pali – trzeba sobie jakoś poradzić. Jak to mówią: „nigdy nie jest tak źle, by nie mogło być gorzej”. Ja dodałabym do tego: „jak coś się sypie to rusz dupę, a nie czekaj aż Ci ktoś pomoże”. Bo czasem mamy szczęście i pomoże, a czasem nie. Jeśli na czymś wam zależy, kochacie coś robić – to to róbcie. Lepiej uciec w pasję i się odciąć, niż odcinać się wódą z prochami (i stanowczo oddzielmy tu imprezy „bo jest fajnie” od imprez „napierdolę się to będzie mi lepiej”). I nie zmieniajcie się na siłę, bo coś nie wyszło, albo ktoś od was tego oczekuje. Sztuką jest być sobą, rozwijać się, latać coraz wyżej i wyżej – i co najważniejsze, ciągnąć ze sobą innych. Bo osiągnięcie czegoś razem jest genialne. Bo miłość i przyjaźń są w życiu najważniejsze. I na koniec kropka nad „i” – lepiej żeby nie znosili was za to, kim jesteście, niż kochali za to, kim nie jesteście.
Trafione w punkt:), czytając Twój tekst czuję jakbym czytała swój życiorys. Był szpital, nie raz, nie dwa, było to poczucie bycia „gorszą”, o którym piszesz, była „toksyczna” relacja..A dzisiaj jest pasja i przekonanie, że co by się nie działo to dam sobie radę:)! Pozdrawiam:))