Pamiętacie jeszcze film „Biker boyz”? To już nieco archaiczna produkcja, chociaż ja jestem z roczników, którym wciąż wydaje się, że 2003 rok był wczoraj. W każdym razie to taka bajeczka z motocyklami w roli głównej. Ale hasło się przyjęło.
Ostatnio w wywiadzie dla portalu Motocaina.pl odpowiadałam na pytanie, dlaczego uważam, że większość kobiet jedynie porusza się na motocyklach, a nie jeździ. Jakby się nad tym mocniej zastanowić, to temat jest całkiem ciekawy, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że ilość kobiet na jednośladach stale rośnie. To jak z tym jest?
Zacznijmy od ilości kobiet w topowych seriach i mistrzostwach. No cóż, nie powiedziałabym, że liczby powalają, chociaż zdarzają się pojedyncze, bardzo dobre przypadki, jak np. stunterka Sarah Lezito (i jej liczne grono koleżanek ze Stanów Zjednoczonych – ależ one nak…, znaczy zasuwają) czy Maria Herrera, która świetnie radziła sobie w Mistrzostwach Hiszpanii CEV. Tak, racja – przepadła nieco w Moto3, ale tam naprawdę jest niesamowita konkurencja. Generalnie jednak, w tej kwestii jest słabo. Dlaczego? Na pewno nie bez znaczenia jest fakt, że mniej dziewczynek dostaje małe motorki w dzieciństwie. Nie jeżdżą, nie rywalizują z rówieśnikami, nie rozwijają się. A jak już same dojdą do tego, co chciałyby robić, chłopaki są już zdecydowanie za daleko. Na pewno.
Inna sprawa jest taka, że z psychologicznego punktu widzenia, to mężczyźni mają większe skłonności do podejmowania ryzyka, poniekąd też dlatego, żeby… zaimponować kobietom. A że studiowałam psychologię, to w pewnym momencie życia zaczęłam się zastanawiać, co jest ze mną nie tak. Na szczęście problem leży „tylko” w niegasnącym zapotrzebowaniu na adrenalinę, w innych kwestiach jestem babą z krwi i kości. Łącznie z fochami, żeby nie było że sobie słodzę.
Więc jak to jest z tymi kobietami? Jeździ nas coraz więcej. Sporo dziewczyn ogląda w sieci filmiki i myśli sobie „też tak chcę”. Część z nich nawet podejmuje próbę, ale szybko orientują się, że nie wychodzi, albo się najzwyczajniej w świecie boją. Jeśli mogę wyrazić swoje zdanie, a że to mój blog, to mogę, powiem krótko – nie ma na to reguły. Albo masz trochę męski, rywalizacyjny charakter (nie mówię tu o byciu babochłopem broń Boże) albo nie będzie z Ciebie stuntera czy tam wyścigowca. Taka kobita musi mieć w sobie pewien „gen szaleństwa”, który siłą rzeczy odróżnia ją od innych bab. No musi.
I jeszcze jeśli o imponowanie komukolwiek chodzi. Osobiście „nie robi mi” czy stado facetów będzie się jarać tym co robię czy nie. Ja po prostu kocham to robić i ilość mężczyzn, którzy zwrócą przez to na mnie uwagę nie ma nic wspólnego z moją satysfakcją z jazdy. Latam żeby latać. I rozwijać się. I cieszyć z każdego sukcesiku. I tyle. Wokół każdego, kto jest trochę nietypowy, zawsze powstaje tysiąc teorii spiskowych i nie da się tego uniknąć. Najlepiej po prostu robić swoje.
Tak więc moje drogie Panie. Nie obrażajcie się, gdy faceci mówią wam, że baby jeżdżą gorzej. Nie ma na to żadnej reguły, bo i wśród facetów są dziesiątki tysięcy placków/precli/leszczy – jak kto woli to nazywać. Nie ma się jednak co kłócić – kobiety są bardziej uważne, a mniej odważne. Zasadniczo. Co nie znaczy, że nie można robić czegoś dobrze, bo w konkretnym sporcie przeważają mężczyźni. Bzdura. Życie to życie. Moim zdaniem, każdy ma predyspozycje do konkretnych rzeczy. Jeden świetnie gra w szachy, drugi jeździ na motocyklu. I nie ma powodów do płaczu, tym bardziej do robienia czegoś na siłę. Można czerpać radość z jazdy bez świrowania, a być naprawdę dobrym w czymś innym.
I na koniec nieco kontrowersyjnie. Zdecydowanie uważam, że bez ciężkiej pracy nie da się nic osiągnąć. Ale uważam też, że są sytuacje, w których sama ciężka praca nic nie zdziała, bo po prostu się do czegoś nie nadajemy. Jest pełno dziedzin, w których się nie odnajduje, bo nie mam predyspozycji – i na siłę tego nie robię. Po co się denerwować i narażać swoją psychikę na cierpienia wiecznych porażek. I żeby nie było wątpliwości – jest wielu facetów, którzy też predyspozycji do sportów ekstremalnych nie mają. A jak nie mają, to już mieć nie będą – nawet jeśli powinni „bo są facetami” : )
Ja narazie należę do tych dziewczyn, które bardziej prowadzą prowadzą niż jeżdżę, jestem świadoma moich słabych stron i czeka mnie masa pracy.
Hmm.. czy mam predyspozycje czy nie? Ciężko powiedzieć, ale chcę jeździć i niepozwolę, by słabości i strach mnie ograniczały :) może z czasem będę bardziej jeździć niż prowadzić :)