Wydawałoby się, że pozycja to odwieczny problem początkującego motocyklisty. A tymczasem jeździsz rok, dwa, trzy, podczas codziennego poruszania czujesz się już całkiem pewnie… Nagle wybierasz się na tor. I nawet udaje Ci się zejść na kolano. Radość, ekstaza. Ktoś pokazuje Ci Twoje zdjęcie na motocyklu. O matko…
Najczęściej tak to właśnie wygląda. Ale zacznijmy od początku – EFEKTOWNIE nie zawsze znaczy EFEKTYWNIE. To po pierwsze. A po drugie, nie ma jednej, uniwersalnej „superhiperekstra” pozycji. To, jak wyglądamy na motocyklu, zależy od groma czynników, na czele ze wzrostem, wagą, długością kończyn i modelem motocykla. Do tego trzeba wziąć pod uwagę jego ergonomię, czyli to, jak szeroka jest kierownica, czy ustawiliśmy pod siebie sety i tak dalej, i tak dalej. Ale przyjmijmy, że nie wiemy nic, a chcemy od czegoś zacząć.
Myśląc o najczęstszych błędach, wymieniłabym dwie największe bolączki rajderów. Numer jeden to patologiczne pragnienie zejścia na kolano jako rozwiązania problemów z szacunkiem w świecie motocyklistów. Damn. Zrobić wszystko, byle zetrzeć ten cholerny slider. Zazwyczaj to „wszystko” oznacza zrzucenie czterech liter jak najniżej, byle tylko dotknąć kolanem asfaltu. W tym czasie głowa nadal stoi sobie dumnie na stałej wysokości. Do tego ręce w dramatyczny sposób trzymają kierownicę, żeby w tej wygodnej pozie jakoś utrzymać się na maszynie. No i jest kolano. A że wygląda pokracznie i nie działa jak powinno – trudno. Tak naprawdę mistyczne kolano ma pomagać motocykliście w wyczuciu pochylenia motocykla. Nie jest to żadne trofeum do zdobycia. Warto skupić się na tym, żeby odpowiednio dosiadać maszyny. Ważne jest to, żeby ciało leżało w jednej linii. To powoli udaje mi się jakoś osiągać (patrz foto poniżej).
Głowa jest (a przynajmniej powinna być) bardzo ważna nie tylko w życiu każdego motocyklisty, ale także w trakcie jazdy. Nie może egzystować sobie w zupełnie innym miejscu jak ciało. Najlepiej ciągnąć ją jak najbliżej czaszy, a wzrok kierować tam, gdzie chcemy pojechać. To naprawdę EKSTREMALNIE ważne, żeby szukać wyjścia z zakrętu, a nie własnego przedniego koła, albo jakiegoś bliskiego punktu, np. opon. Najpewniej tam właśnie wylądujemy…
Błąd numer dwa. Odsuwanie czterech liter na sam koniec siedzenia – bo tak jest łatwiej. W zasadzie tak, łatwiej jak zrzucić nogę na asfalt, ale w końcu nie na tym jazda polega. Pamiętajmy, że trzymanie zbiornika zewnętrzną nogą to absolutna podstawa. To na nodze mamy „wisieć”, a nie na rękach. Jeśli nasz tyłek znajduje się parę kilometrów od baku, nie jesteśmy w stanie stabilnie trzymać się na maszynie. Więc wisimy na łapkach. Na poniższym zdjęciu widzimy, jak mocno Rossi trzyma bak lewą nogą. Cztery litery również nie znajdują się koło zadupka, a stosunkowo blisko zbiornika paliwa.
Osobiście bardzo długo walczyłam z prawymi zakrętami. Lewe jeździłam bez zarzutu. Pewnie wynika to z tego, że jestem praworęczna oraz z tego, że manetkę mamy w prawej ręce, a co za tym idzie trudniej jest nam zwieszać się w stronę ręki, którą operujemy gazem. Przynajmniej w moim wypadku tak było. Przepis jest banalnie prosty… Jeździć do upadłego prawe zakręty.
Wracając do pozycji i ułożenia ciała. Jeśli mamy ciągnąć głowę jak najbliżej czaszy, to naturalnie nasza klatka piersiowa powinna znajdować się jak najbliżej zbiornika paliwa. Mówiąc wprost, jak najniżej. Dzięki temu zewnętrzny łokieć również znajdzie się na baku. Poniżej Pol Espargaro, którego pozycję na motocyklu po prostu uwielbiam. Pol oprócz „ciągnięcia” głowy do czaszy, bardzo szeroko rozkłada łokcie, dzięki czemu zdecydowanie najczęściej ze wszystkich zawodników MotoGP szoruje nimi po asfalcie. Tak jak pisałam, efektywność nie równa się efektywności, więc taka jazda nie jest warunkiem koniecznym, ale jak widać po wynikach młodszego z braci Espargaro (doszedł aż do królewskiej kategorii, na dodatek nie radzi w niej sobie najgorzej) – bywa całkiem skuteczna.
Bardzo dużo kontrowersji krąży wokół ułożenia stóp. Niektórzy twardo stoją przy tym, że ciężar ciała należy opierać na palcach, inni, że na środku stopy. Zatrzymajmy się więc przy tym przez chwilę. Jeśli noga zewnętrza ma nam zapewnić stabilność i „przytrzymać” nas na baku… Czy możemy wisieć na placach? Nie bardzo. Buty motocyklowe używane do jazdy torowej są tak wyprofilowane, by można się było stabilnie oprzeć na zewnętrznym secie. I tak właśnie jeżdżą zawodnicy MotoGP, w tym Marc Marquez. Przykład na zdjęciu.
Tyle jeśli chodzi o stopę zewnętrzną. A wewnętrzna? Oczywiście to zależy od tego, czy używamy na wejściu tylnego hamulca i do jakiego momentu. W chwili naciskania dźwigni nożnej nie możemy opierać się palcami, bo palców używamy do hamowania. W tym momencie stopa pracuje. W środku zakrętu palce powinny być skierowane lekko na zewnątrz, a pięta w stronę motocykla. Dzięki temu nasza noga wychyla się na zewnątrz i łatwiej jest kontrolować pochylenie motocykla poprzez tarcie kolanem o asfalt. Przyjrzyjcie się ułożeniu lewej stopy Yonny Hernandeza.
Oczywiście jeśli myślimy o złożeniach, musimy pamiętać, że to, jakie złożenie możemy i powinniśmy osiągnąć również zależy od groma czynników. Jedne leżą po stronie zakrętu (profil), inne nawierzchni (rodzaj, przyczepność, warunki atmosferyczne), a jeszcze inne motocykla (nie chodzi tu tylko o podział na sport/niesport, ale także na prześwit, konstrukcje i charakterystykę maszyny). Kluczowym aspektem są także opony – ich rodzaj (sportowe, sportowo-turystyczne itd.), rodzaj mieszanki (ultra soft, soft, medium, hard, extra hard itd. itp.), temperaturę (bardzo ważne jest prawidłowe dogrzanie opon!) oraz to, czy są to slicki czy opony przeznaczone także na drogę. Nie wspominając o zużyciu.
To tyle, jeśli chodzi o podstawowe wskazówki dotyczące jazdy w złożeniu. Jeśli macie jakieś pytania lub wyłapaliście jakiś błąd – piszcie, podyskutujemy i pomyślimy nad tym razem :)
„Osobiście bardzo długo walczyłam z prawymi zakrętami. Lewe jeździłam bez zarzutu”
Nie napiszę że lewe jeżdżę bez zarzutu, ale też w lewych czuję się pewniej i lepiej mi one wychodzą właśnie ze względu na rolgaz w prawej dłoni.