Tytuł brzmi mało motocyklowo i tak też trochę jest ale… Może nie będzie aż tak źle. Macie niebywałą szansę przeczytać publiczne samozaoranie autorki bloga, a to już ciekawostka!
Jakiś czas temu, pod wpływem wizyty w szpitalu (kolejnej) napisałam post Spowiedź (do przeczytania TUTAJ). Aktualny wpis nie będzie aż tak ckliwy, aczkolwiek będzie życiowy. W końcu mamy koniec roku i czas na refleksje :D
Zacznijmy od początku. Początku roku. Albo życia. Poznajcie Karen – laskę o niemożliwie dziwnych jak na kobietę zainteresowaniach. Wychowaną na wojownika, upartą jak osioł, niezależną. Chcesz pomóc? Fajnie, ale poradzę sobie. Jesteś ważny w moim życiu? Cholernie, ale nie pokaże tego, jestem twardzielem. Tak mnie życie i okoliczności wychowały. I tak było. Do tego roku. Czasem jeden wstrząs potrafi otworzyć oczy. Z powodu choroby w dzieciństwie musiałam szybko dorosnąć. Za szybko. Przez kolejne lata wydawało mi się, że jestem dojrzała i każdy papla, a nie ma racji. A im więcej gadali, tym trudniej było mnie przegadać, bo moje zawsze musiało być na wierzchu. Bullshit.
Przez takie a nie inne zachowanie dużo straciłam. Dużo za dużo. Na szczęście refleksje przyszły późno, ale nie za późno. Można być dziwakiem i oryginałem, jednocześnie będąc najzwyklejszą dziewczyną, której na ulicy, w codziennym ubraniu, nikt nawet przez sekundę nie podejrzewałby o takie specyficzne zainteresowania. Wręcz przeciwnie, aktualnie nikt, absolutnie nikt nie chce mi uwierzyć. Nawet jak się przyznam :) Okres buntu i „hipsterstwa” mam już dawno za sobą. Fame? Zdarza się przez rykoszet, choć nie jest celem.
Bo marzenia mam zupełnie proste. Robić w życiu to co lubię, z tym kogo lubię (albo i lepiej…) i mieć hajs na to, żeby spokojnie, fajnie żyć. Miliony szczęścia nie dają, bo chyba im więcej forsy, tym bardziej się w tym zatracamy. A to nie daje nic, oprócz złudnego poczucia szczęścia, które znika, gdy tylko głębiej się nad swoim życiem zastanowimy. Każdego dnia jestem bliżej tego, żeby swoje wystarczające do funkcjonowania drobne, zarabiać na tematach okołomotocyklowych, z bananem na twarzy. Oprócz tego dotarło do mnie, że jak każdy potrzebuje czasem pomocy, że nie można być we wszystkim najlepszym i że zawsze najważniejszy jest człowiek, drugi człowiek. Nie mam potrzeby pchać się na salony, wolę siedzieć w garażu upaprana w smarze i mieć gdzieś wszystko dookoła. Albo w ciasnym, skromnym kącie. Przez jakiś czas nawet przejmowałam się tym, że nie spełnię oczekiwań, że rodzina będzie się wstydzić. Ale heloł, czego? Jestem normalną dziewczyną, która lubi się dobrze ubrać, odstrzelić na gwiazdę i dużo uśmiechać. Tego co mam w głowie, nikt mi nie odbierze. Tego co kocham robić też. A że nie jestem korposzczurkiem, albo nie czuje swojego wyuczonego zawodu i tego nie robię, choć to dawałoby zdecydowanie wyższą pozycję społeczną… Życie.
Sam fanpage, blog… To wszystko powstało bez wyraźnego powodu. Po prostu nie miałam z kim się podzielić swoją zajawką, drobnymi postępami, entuzjazmem i podjarą. Wśród znajomych ze szkoły raczej nie miałam szans na znalezienie poklasku, bo nikt z nich nie interesuje się nawet ogólnie pojętą motoryzacją, a co dopiero motocyklami. Więc znalazłam sobie miejsce w internetach. Nie jest to kolejny fanpage, na którym laska w skromnych ciuszkach pozuję wypięta przy ścigaczu, żeby zebrać jak najwięcej lajków. Jeśli komuś podoba się to, w jaki sposób opisuje swoją przygodę motocyklową, to się cieszę. Jeśli nie, to.. Też się cieszę. Każdy ma prawo do swojego zdania :)
Do jakiego przesłania dążę? Motocykle są w moim życiu od zawsze, wprawdzie nie jeżdżę od zawsze, bo nie miałam takiej możliwości, nie miałam znajomych motocyklistów, jednośladów w rodzinie, a do tego jestem kobietą – od zawsze wszystko było na nie. Ale niejeden raz wyciągnęły mnie z totalnego dna na powierzchnie. Kiedy coś się wali, nic się nie układa – zawsze istnieje odskocznia. Powód, dla którego chce mi się wyjść z domu, nawet jeśli jest tak źle, że nie mam ochoty nawet zrobić kroku za drzwi. Każdy z nas ma różne okresy w życiu, lepsze i gorsze. Dobrze, jeśli jest coś, co zostawia choćby malutką iskierkę w oku. To raz. A dwa – jeśli coś kochacie, to to róbcie. Nawet jeśli nie wierzą w was, śmieją się, szydzą. Z czasem to im będzie głupio. Nawet jeśli bycie poważnym do bólu człowiekiem w garniaku, z wypchanym portfelem, jest dziś bardziej trendy, olejcie to. Nie każdy musi być kserokopią chodzącego ideału :) Szczęśliwego Nowego Roku!
Miało byce długie😉
chyba za długie nie może być… bo mało komu się będzie chciało czytać. uroki naszych czasów :D
Też nastawiłem się na więcej :) fajnie się czytało.Rozumiem Ciebie i Twoją sytuację :) myślę, że sporo osób ma w podobny sposób pod górkę, m.in ja ;)
myśle, że z długością nie ma co przesadzać… takie czasy, że ludzie mało czytają i dłuższe wywody ich zniechęcają na starcie ;) dzięki za opinie i przebrnięcie! :D
Piękny z Ciebie charakterek oby tak dalej ;) szczęśliwego Nowego Roku
dziękuje i nawzajem! :)
Sens źycia= lubić to co się robi irobić to co się lubi, a będzie się w tym najlepszym.
mam cichą nadzieję, że kiedyś mi się uda dojść do momentu, że będę żyć z tego co lubię robić… na razie muszę ciężko pracować :)
Reblogged this on Sukces jest w Tobie.
Nie ważne jaką pasje się ma , ważne by być sobą – by ta zajawka którą się ma dawała odpust zupełny od całego gówna codzienności jaki się zbiera w nas i wokół nas….
” … – Ale ja nie chciałabym mieć do czynienia z wariatami – rzekła Alicja.
– O, na to nie ma już rady – odparł Kot. – Wszyscy mamy tutaj bzika. Ja mam bzika, ty masz bzika.
– Skąd może pan wiedzieć, że ja mam bzika? – zapytała Alicja.
– Musisz mieć. Inaczej nie przyszłabyś tutaj. …”
Lewis Carroll – Alicja w Krainie Czarów
Mam bardzo podobny światopogląd, wiele osób pisze, że liczy sie pasja , tak naprawde liczy się życie. A pasja po prostu daje nam te małe drzwi nadziei na życie