Riding partner

Ludzie używają motocykli z różnych powodów. Jedni traktują je po prostu jako środek transportu, inni jako część życia. Tak czy inaczej, każdy z nas, nawet typowy „dojeżdżacz”, miał kiedyś okazję przejechać się z kimś. Niektórzy twierdzą nawet, że jazda samemu jest „bez sensu”. Jestem w grupie entuzjastów wspólnych szaleństw, chociaż samotnie też zdarza mi się czasem gdzieś wybrać. Ale do rzeczy.

Podczas ostatnich nocnych manewrów, a właściwie nocnych rozmów pod słynnym wrocławskim „Garnizonem”, jeden z moich kolegów powiedział coś, co mocno utkwiło mi w głowie. „Wiesz, najlepszy czas na torze zrobiłem jadąc za swoim kumplem. I to nie dlatego, że po prostu się za kimś zaczepiłem, a dlatego, że przejeździłem z nim setki kilometrów. Z jego ruchów na motocyklu byłem w stanie wyczytać wszystko – jaki zakręt nas czeka, czy hamuje mocno czy słabiej, kiedy rozpocząć przyspieszanie itd. To było to!”. I naszła mnie refleksja. Tak, eureka. To jest prawda!

Honda CBR1000RR

Jeśli macie osobę, z którą zdarza wam się (lub zdarzało) jeździć często, z pewnością nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak na niej polegacie. Przyzwyczajacie się do pewnego konkretnego stylu jazdy, który najlepiej wam pasuje. Mało tego, czasem w ciemno sugerujecie się postawą i ruchami ciała człowieka jadącego przed wami, podświadomie mu ufając. Taki „motocyklowy feeling” to rzadka sprawa. Mało tego, wydaje się, że pewien rodzaj zrozumienia jest nie do powtórzenia z innymi, właśnie z powodu przyzwyczajenia i dopasowania stylów jazdy.

I właśnie przez to z innymi jeździ się „fajnie”, ale nie to nie jest TO. Inna sprawa, że żeby jechać za kimś naprawdę szybko, trzeba mu po prostu ufać. Jazda motocyklem to nie szachy, jak nie wyjdzie, nie będzie kolejnej gry. Na torze stosunkowo łatwo można się za kimś zaczepić, a w razie błędu po prostu upaść czy też wylecieć z optymalnego toru jazdy. W przypadku ulicy sytuacja nie wygląda już tak różowo. Jeden błąd i game over. Zresztą odpowiedzialność tkwi nie tylko na tym jadącym z przodu, ale także z tyłu, choćby w przypadku nagłego hamowania czy wyprzedzania na żyletki. Z przypadkowym człowiekiem można pojechać szybko, niemniej chyba zawsze zostawiamy sobie pewien margines, który zmniejszamy (lub zwiększamy) wraz z upływem kilometrów. Z jednymi będzie nam się latało ekseletnie, z innymi fatalnie i nie zmieni tego nawet tysiąc wyjeżdżonych motogodzin. A jakie jest wasze zdanie na ten temat? :)

3 myśli w temacie “Riding partner”

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s