Całą zimę czekamy na wiosnę, choć tak naprawdę pełnia szczęścia spotyka nas latem. Ciepłe wieczory, nocne wypady na miasto, charakterystyczny zapach o zachodzie słońca… O tym wszystkim myślimy zimą, gapiąc się przez szybę na ośnieżony świat. Wtedy, sentymentalnie wspominając piękne wakacyjne chwile, nie przychodzą nam do głowy drobne, maluteńkie minusiki lata.
Bywa pięknie, bywa też nieco upalnie. To uczucie potu spływającego po plecach podczas postoju na światłach… Najlepiej byłoby w ogóle się nie zatrzymywać, ale czasem się po prostu nie da. Co więcej, mam ostatnio okazję przemieszczać się do pracy AOW, czyli Autostradową Obwodnicą Wrocławia. Teoretycznie bez świateł, bez zwalniania, powinno być całkiem komfortowo. Nic bardziej mylnego – jak lato zaatakuje pełnią swoich możliwości, można poczuć się jak kurczak w piekarniku z termoobiegiem. Bez szans na przeżycie.
Można się „rozebrać”, daleka jestem od krytykowania tzw. zdrapek, bo sama nie jestem lepsza – ostatni upadek na stuncie to pokazał ;) Na co dzień jeżdżę w kurtce motocyklowej i nie rozstaje się z nią, nawet jeśli na dworze jest plus milion, ale na nogach próżno szukać u mnie motocyklowych butów. Zresztą, spodni też. Każdy jest kowalem swojego losu. Krótkie spodenki trochę by mnie stresowały. Nawet nie chodzi o sam upadek, ale jakiś konkretny kamień, porządnie nagrzany… Musi boleć :D
Koniec minusów. Poza tym są same plusy. Opony kleją, można wybrać się po pracy na konkretną wycieczkę, albo wieczorem poterroryzować miasto. Wiosną czy jesienią trudno o to, żeby nie powiedzieć, że to prawie niemożliwe. Tak samo jak jazda o zachodzie słońca, bo w zimowych miesiącach zachód słońca oznacza drastyczny spadek temperatury. Nie ukrywajmy, lato jest (obok ładnej wiosny) najpiękniejszym okresem w roku dla motocyklisty.
Pomijając rolę „poprawiacza nastroju”, motocykl jest też dla mnie środkiem transportu. Skraca mi czas dojazdu do pracy… No, powiedzmy znacznie ;) Nie będę rzucać liczbami, bo nie jest to najlepszy pomysł. W każdym razie ponad 20km drogi pokonuje stosunkowo szybko i wyjątkowo przyjemnie. Na szczęście nie odbiera mi to chęci na jazdę wieczorem czy w weekendy. It never stops.
Co jeszcze z przyjemnych rzeczy? W piątek wieczorem wyjeżdżam do Niemiec, na tor Sachsenring, gdzie odbędzie się kolejna runda MotoGP 2016. Będę akredytowanym fotografem, co oznacza, że mój sen z serii „spełnianie marzeń” wciąż trwa i mam nadzieje, że nadal będzie mi dane realizować swoje cele krok po kroku. Nie będzie to mój „pierwszy raz” jako fotopstryk na Motocyklowych Mistrzostwach Świata, ale uwierzcie mi, każdy kolejny raz jest bardziej szalony i równie wyjątkowy co poprzednie :D Postaram się was zaskoczyć paroma informacjami „zza kulis” :)