Od zera do… zera, czyli o nauce gumowania słów kilka :)

Gumy, wheelies, jazda na kole.. Marzenie każdego motocyklisty, a przynajmniej większości. Chwała, splendor, oznaka nieziemskich umiejętności… No dobra, przesadziłam. W praktyce oznacza to tyle, że mimo wszystko umiesz więcej niż przeciętny motórzysta, co więcej, robi to wrażenie nie tylko na użytkownikach jednośladów, ale też na przeciętnym Kowalskim (a może głownie Kowalskiej), idącym po ulicy. Jakby na to nie spojrzeć, działa.

W moim wypadku jazda na jednym kole to marzenie z dzieciństwa, jeszcze z czasów wielkiej miłości do żużla. Oznaka radości po wygranym biegu i przynależności do grupy „luzaków” torowych. Już jako małe dziecko wyobrażałam sobie siebie, radośnie gumującą po ulicach. Szkoda, że w praktyce nie jest to tak łatwe jak w młodocianych marzeniach – pyk, strzał ze sprzęgła i jadę sobie ile chce. Świeżo po zdaniu prawa jazdy kategorii A nie znałam właściwie żadnego motocyklisty i jak ten samotny żagiel dryfowałam sobie w stronę różnych dziwnych pomysłów – stawałam na siodełku w trakcie jazdy, próbowałam usilnie nauczyć się czegoś z Gymkhany.. Ale na naukę wheelie brakowało odwagi. Parę razy spróbowałam podnieść z gazu Yamahę XJ6, ale efekt nie był specjalnie oszałamiający. Na jakiś czas mi przeszło.

Yamaha XJ6

W grudniu 2014 kupiłam Yamahę R6 RJ11. Marzenie, cudo, piękność. Aż szkoda było się na niej uczyć gumowania, zresztą, w mojej głowie powstała jakaś ciężka bariera.. Pojechałam nią na tor w Starym Kisielinie, zaliczyłam pierwsze kolano, później Slovakiaring i „ściganie z prawdziwego zdarzenia”. Aż w końcu w głowie urodził się pomysł – „zrób to wreszcie”! Z pomocą przyszły legendarne wrocławskie Maślice, jeszcze bez progów zwalniających. Spędziłam na nich dwa dni od rana do wieczora, wykonałam niezliczoną ilość prób. Szału nie było, choć koło potrafiło się czasem nawet podnieść sensownie do góry, to o jeździe nie mogło być mowy. Za to pojawił się efekt uboczny – puściły uszczelniacze w lagach. Po reperacji problemu pojawiła się kolejna blokada i zapał minął. W październiku kupiłam Kawasaki ZX10R, które okazało się mieć mały defekt ramy. Na dodatek było narowiste i nieco wyeksploatowane. Wizja motocykla łamiącego się na pół przy spadaniu z gumy ostudziła mój zapał na dobre. Szlifowałam jazdę torową i wszystko inne, tylko nie jazdę na jednym kole.

Yamaha R6 RJ11

W sierpniu 2015 starą, poczciwą „dychę”, wymieniłam na Gixxa 1000 K9. Motocykl marzeń, kolejny. I kolejny raz było mi szkoda uczyć się na nim jazdy na jednym kole. Do czasu, aż mój znajomy nie kupił motocykla do stuntu. I co ważniejsze, znalazł on schronienie w moim garażu. Yamaha R6 z zębatką 60 z tyłu. Najistotniejszym faktem jest jednak to, że posiada klatkę i jest stworzony do katowania i upadania. Pojawiła się okazja, żeby pokonać blokadę. Podjęłam rękawice…

Yamaha R6

Pierwsze próby nie były łatwe, a każdy metr przejechany z kołem lekko uniesionym nad ziemię sprawiał mi nieziemską radość. Po dwóch latach odpuszczania tematu w końcu pojawiło się światełko w tunelu. Wprawdzie z zewnątrz wyglądało to nieco żałośnie, ale najważniejsze, że moja pewność siebie była powoli i mozolnie budowana. Zdjęcie powyżej zostało zrobione 12 kwietnia 2016. Później zmieniłam miejscówkę na nieco spokojniejszą i bardziej neutralną.

Yamaha R6 wheelie

Osiem dni później było już tak, jak powyżej – momentami udawało się złapać sensowny pion, ale za to długość takowej gumy pozostawiała wiele do życzenia. Motocykl zresztą też, bo co trening coś się z niego wykręcało lub odpadało. Raz zablokowało się koło, drugi raz śruba mocująca zębatkę wykręciła się i zaczęła trzeć o wahacz, potem znów szpilka od silnika uciekła na zewnątrz.. Ale poczułam się już nieco pewniej i po przesiadce na własny motocykl, w przypływie gorszego humoru, wyjechałam sama na nocną jazdę i postanowiłam zaryzykować.

Wypaliłam cały zbiornik paliwa i sama nie mogłam wyjść z podziwu. Wreszcie coś zaczęło mi wychodzić, mało tego, mój motocykl było znacznie łatwiej utrzymać w pionie niż stunta. To chyba był prawdziwy moment przełomowy. Od tego czasu wykonałam już chyba milion strzałów ze sprzęgła i wciąż daleko mi do przyzwoitego poziomu, ale przynajmniej z dnia na dzień widzę postępy i nie mam najmniejszych obaw stawiając maszynę do pionu. Co więcej, niektóre gumy potrafią mi wyjść już całkiem przyzwoicie.

GSX-R 1000 K9 wheelie

Wnioski? Nawet jeśli wydaje Ci się, że nie jesteś w stanie się przełamać, nie poddawaj się. Wystarczy przekroczyć pewną granicę, a dalej potrzebna jest tylko ciężka praca. Nikt od razu nie urodził się mistrzem, szczególnie w takich kwestiach. Niektórym spełnianie marzeń przychodzi łatwiej, niektórym trudniej, ale wystarczy chcieć i poświęcić na to czas, a właściwie tyle czasu, ile trzeba i efekty w końcu przyjdą. Mam nadzieję, że za jakiś czas pokaże wam przebijanie biegów na kole czy też zwalnianie tylnym hamulcem w swoim wykonaniu, ba, nawet jestem pewna, że to niedługo nastąpi. Sezon jest długi, a jak nie ten, to kolejny… Jedno jest pewne, jazda na jednym kole jest uzależniająca i w tej chwili nie wyobrażam sobie wyjścia na motocykl bez strzału z klamki. Never give up! :)

GSX-R 1000 K9 wheelie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s