Każdy chciałby rozkręcić firmę zarabiającą miliony, ewentualnie trafić szóstkę w lotto podczas solidnej kumulacji i po prostu popędzić do salonu po swój wymarzony motocykl. Niestety, rzeczywistość jest zdecydowanie bardziej brutalna i większość z nas musi szukać szczęścia na portalach aukcyjnych i ogłoszeniowych, szukając swojej miłości.
A na owym rynku istny Meksyk. Myślałam, że poszukiwania mojego ścigacza to było wyzwanie i męki. Myliłam się. Obecnie dwóch kumpli poszukuje sportowej maszyny klasy 600ccm. Jeden z nich poluje na Kawasaki 636 (raczej 2005-2006), natomiast drugi rozszerzył wachlarz zainteresowań do kilku modeli. W grę wchodzą GSX-R od K5 do K7, Honda 600RR PC37 lub PC40, a także Yamaha R6 RJ11. Pierwszy ma budżet ograniczony do 15 000zł, drugi do 18 000zł. Obaj mają gotówkę na stole i codziennie kilkukrotnie odświeżają Otomoto, OLX czy Allegro. I co? I ciekawie!
Podam tylko kilka przykładów. GSX-R 600 K7… Albo GSX-R 750 K7? Kto by się tym przejmował. W tytule aukcji widnieje 650. W każdym razie motocykl wygląda tak jak na zdjęciu poniżej. Owiewki i zegary od 750, papiery od 600, silnik.. 750. Tabliczka? Podrobiona. Za nic nie przypominało to produkcji z Hamamatsu. Pomińmy szczegóły. Malowany, pordzewiały, z parującą lampą, mający problem z rozruchem. Cena? Niemała. Na koniec Pan zapytał się uprzejmie, jak właściwie sprawdzić, że to 750 a nie 600… Po czym stwierdził, że to właściwie dobrze, że to jednak 3/4 litra. Sic!
Kolejny przykład polskiej zaradności. Gixx 600 K8. Ten faktycznie wygląda jak K8, nawet malowanie z grubsza przypomina oryginał. Szczegółowe zdjęcia nie są już tak optymistyczne jak te z daleka, ale wiadomo – mamy do czynienia z siedmioletnim motocyklem, ma prawo odbiegać od ideału. Docieramy do magicznej tabliczki, a tam..
Cztery cyferki zginęły w niewyjaśnionych okolicznościach. Można się tylko domyślać dlaczego, ale z pewnością nikt nie zamazał ich z nudów markerem w garażu. Inne ciekawostki? Yamaha R6 RJ11 2006 rok, która nigdy nie widziała toru, a na niej wytarte wszystko w okolicach mocowania amortyzatora skrętu (który został wymontowany), ślady po kamyczkach na lagach, tylny wahacz malowany czymś w guście sprayu, na dodatek zniszczony w miejscu montowania podnośnika. Kierownica poszerzona (na pewno w celu zwiększenia wygody na drodze). Wszechobecne odpryski od żwirku na ramie. Ot, użytkowana w ciężkich warunkach :)
Jeśli chodzi o Kawasaki, to problem najczęściej jest jeden – dziura w ramie. Co ciekawe są to mniejsze lub większe uszkodzenia, najczęściej drobne wgniecenia, o których nikt nie mówi, dopóki się ich samemu nie wypatrzy. Zastanawiające biorąc pod uwagę fakt, że wszystkie te motocykle są zupełnie bezwypadkowe. Pomijam fakt, że próżno szukać na nich oryginalnych naklejek, czasem owiewki są importowane od naszych chińskich przyjaciół z Aliexpressu. Nie, ten motocykl nigdy, przenigdy nie upadł! Nie wiem na ile naiwnym trzeba być by uwierzyć, że dziesięcioletnia maszyna jest w 100% bezwypadkowa, szczególnie jeśli w niczym nie przypomina oryginału. Zresztą, sama przewróciłam w mniejszym lub większym stopniu (z winy własnej lub nie) każdy swój dotychczasowy motocykl oprócz obecnego. Czy to coś złego? Nie. Motocykl ma dwa kółka, więc upada. Kwestia jakie to są uszkodzenia. Nie wiem jaki jest cel w wciskaniu komuś bezwypadkowości, skoro nawet ślepy zauważyłby popękane mocowania czy przerysowane dekle. Uszkodzony dekiel? Aaaa tak, to była parkingówka!
Poszukiwania trwają dalej, choć mam nadzieję, że Panowie znajdą wreszcie godne uwagi sztuki i na jakiś czas zakończy się temat pt. „polowanie na sześćsetki”. Jak widać nie jest to misja łatwa, choć wiele mnie nauczyła. Potrafię na podstawie zdjęciowych lub wizualnych poszlak dojść do wielu ciekawych wniosków ;)
Trzymam kciuki za poszukiwania! ;)
fajnie się czytało