Baaaardzo długo musieliście czekać na kolejny wpis, ale działo się tak dużo, że brakowało na niego czasu i inwencji twórczej :D Na szczęście wena powróciła i mogę wreszcie, dokładnie po miesiącu od wyjazdu do Brna, opisać swoje wrażenia z imprezy jaką jest runda MotoGP.
Zacznijmy od początku. Otrzymanie akredytacji na zawody w Czechach nie należy do najłatwiejszych, ale nie jest też nieosiągalne. Trzeba udokumentować odpowiednio swoją pracę, pokazując publikacje oraz przesyłając do Dorny statystyki odwiedzin/oglądalności swojego pracodawcy (w moim wypadku była to strona internetowa, stąd takie a nie inne wymagania). Dodam, że organizator dosyć chętnie przyznaje wejściówki Polakom, bo zainteresowanie MotoGP w naszym kraju jest dla nich zaskakująco niskie.

Co ciekawe, punkt odbioru akredytacji znajduje się dobre kilka kilometrów od samego toru, co jest nieco problematyczne. Na szczęście biuro prasowe jest już w odpowiednim miejscu :D Wejście na sam obiekt odbywa się poprzez pokazanie identyfikatora, natomiast do padoku można się dostać jedynie poprzez kontrolę kodu kreskowego umieszczonego na plakietce – dzieje się tak i podczas wejścia do chronionych stref, i podczas wyjścia, co skutecznie uniemożliwia jakiekolwiek matactwa ;)

Bardzo pozytywnie zaskoczyły mnie warunki pracy, jakie zostały stworzone fotografom. Każdy może poruszać się wzdłuż całego toru, zaledwie kilka metrów od nitki i z jednej, i z drugiej strony asfaltu. Ponieważ obiekt jest ogromny, między zakrętami można poruszać się nie tylko pieszo, ale także specjalnymi busami, które za darmo transportują fotoreporterów w miejsca, w które chcą się dostać. To bardzo ułatwia życie. Nikt nie ma pretensji o to, że stoisz nie tak gdzie trzeba – cały teren za bandą okalającą tor jest dostępny bez ograniczeń. To daje ogromne możliwości i pozwala ustawić się dokładnie tam gdzie chcesz.
Ilość kibiców na rundzie w Brnie potrafi wgnieść w fotel nawet największego fana sportu. Wiedziałam, że jest ich sporo, ale 220 000 osób? Po wyścigu MotoGP kończącym weekend rzeka ludzi ruszyła w stronę padoku, który został otwarty dla każdego. Wierzcie lub nie, ale przez kolejną godzinę w stronę parku zamkniętego drogą asfaltową poruszało się tysiące „ludzkich mrówek”, co skutecznie uniemożliwiało opuszczenie obiektu. Wyglądało to naprawdę nieprawdopodobnie. Cała sytuacja zdawała się nie mieć końca!
Jeśli chodzi o same zdjęcia, spodziewałam się dużo gorszych rezultatów. Tymczasem moje 70-200/2,8L całkiem nieźle dawało rade na ciasnych zakrętach, na wyścig MotoGP zostałam poratowana dodatkowo 300/2,8L znanego i lubianego Łukasza S :) Bardzo dużo ujęć zostało wykonanych metodą panoramowania, która dała niesamowite efekty.

Czy polecam wyjazd na MotoGP? Oczywiście! I to nie tylko w roli fotografa, bo nie każdy ma taką możliwość. Nawet wypad jako kibic ma swój niepowtarzalny klimat. Warto chociaż raz w życiu wpaść do Brna i po prostu zobaczyć to na żywo, szczególnie jeśli ktoś jest po uszy zakochany w motocyklach :)
Spieszcie się bo prawdopodobnie w przyszłym roku ostatnie MotoGP w Brnie.