Im więcej jeździsz, tym mniej potrafisz

Tytuł wpisu wydaje się być do bólu nielogiczny, a jednak. Tak właśnie jest. Pierwsze kroki na motocyklu to ciągłe napięcie, cieszenie się z małych sukcesów i szybki progres. „Połykamy” ze sporą łatwością kolejne podstawowe zagadnienia, podbudowując swoje ego. Potem zdajemy egzamin na prawko, wyjeżdżamy na miasto i wracamy na chwilę do punktu wyjścia. Na szczęście opanowanie sztuki poruszania się w miejskiej dżungli też przychodzi nam stosunkowo łatwo. Jesteśmy już ulicznymi kozakami, potrafimy poszpanować przy kolegach, wzbudzamy respekt. Królowie szos.

Tymczasem im więcej jazdy, tym większe wymagania. Tak powinno być. Zdobywanie kolejnych szczebli motocyklowej „kariery” staje się coraz trudniejsze, każdy kolejny krok do przodu wymaga sporo pracy. Nie jest już tak lekko, łatwo i przyjemnie jak na początku. Frustracja, smutek, determinacja. Najgorsza rzecz, którą można zrobić, to uwierzyć w swoją znakomitość. By nie popaść w samozachwyt, warto co jakiś czas przejechać się z lepszymi od siebie. To daje miarodajny obraz naszych umiejętności, a przy okazji solidnie kopie w cztery litery. To uczucie, gdy po x tysiącach kilometrów orientujesz się, że jesteś leszczem… Bezcenne.

Yamaha R6

Nie da się przeskoczyć z poziomu na poziom nagle. Nie da się też tego zrobić bez jazdy. I co najważniejsze, trasa do sklepu po bułki czy odkręcanie do czerwonego na prostej, nic nas nie nauczą. Osiąganie kolejnych szczebli to ciągłe stawianie sobie nowych wyzwań. Tymczasem koniec melancholijnego wpisu – ja wracam do swoich treningów, a wy wsiadajcie na motocykle i korzystajcie z pogody. Jest naprawdę pięknie :)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s