Strach czy strachu brak?

Kim jest przeciętny motocyklista dla równie przeciętnego mieszkańca naszej pięknej Polski? Wariatem, szaleńcem, bezmózgiem, kretynem, idiotą i tak dalej, i tak dalej. Nieprawda? Wątpię. Przekonuję się o tym niemal na każdym kroku, szczególnie wtedy, gdy ktoś ze znajomych moich rodziców czy dziadków dowiaduje się, że jeżdżę na motocyklu.

– Na motocyklu? Kasia? No nie spodziewałabym się… – odpowiada statystyczna koleżanka. – Ścigacz? A to niespodzianka. W takim razie zdrowia życzę – wtóruje standardowy kolega. Jak to jest z nami, motocyklistami? Czy naprawdę wsiadając na maszynę zostawiamy głowę w domu, podczas gdy reszta ciała wybiera się na nieco przyspieszony spacer, w czasie którego z licznika nie znika dwójka z przodu przy trzech cyfrach łącznie? Jak to w życiu bywa, są prawdy i mity. Jeżdżąc niemal codziennie po mieście na dwóch kółkach, mijam przeróżnych motocyklistów. Wielu, posiadając niewielkie umiejętności, spacerowym tempem ustawia się grzecznie za samochodami i grzeje się w korku, wdychając spaliny. Część porusza się powoli, podziwiając widoki, ponieważ wyciągają swój pojazd z garażu co najwyżej w weekend i to nie każdy, używając maszyny do krajobrazowych wycieczek, przypominających wyprawę rowerem. Czy ich także można wrzucić do jednego worka, nazwanego roboczo „szaleńcy”?

Yamaha R6

Naturalnie sporo (większość…) motocyklistów jeździ naprawdę szybko i naprawdę na granicy. Trudno się z tym nie zgodzić. Prędkość uzależnia, adrenalina uzależnia. Nie uważam, żeby było się z czego tłumaczyć. Fakty to fakty i trudno z nimi dyskutować. Szkoda, że w Polsce mamy tak mało torów, bo tam można byłoby się naprawdę konkretnie wyżyć. Ale nie o tym chciałam napisać. Podstawowe pytanie, które zadałam sobie nim zaczęłam pisać ten post, brzmiało mniej więcej tak: czy motocykliści odczuwają strach? Nie ukrywam, że natchnęły mnie dziewczyny z grupy „Wrocławskie Motocyklistki”, opowiadając o swoich wypadkach i szlifach. Myślę, że przynajmniej połowa aktywnych motocyklistów (nie tych, jeżdżących co drugi weekend co trzeciego miesiąca), ma za sobą takie doświadczenia. Ja także mam. A jednak jeździmy. Opowiem więc, jak jest ze mną.

Yamaha R6

Czy boje się, wsiadając na motocykl? Nie. Jechać i bać się własnego cienia, odczuwać dyskomfort, obawiać się o własne życie. Jaki to miałoby sens? Dla mnie żadnego. Katowanie się na siłę to objaw masochizmu, a ja jazdę naprawdę kocham. Co tak naprawdę zmienił wypadek w moim życiu? Nauczył mnie pokory. Wtedy, wrześniowego wieczoru, nie ja byłam winna. Orzekła to nawet policja. Jutro, za tydzień czy za miesiąc może się stać to samo i również nie muszę być sprawcą, a jednak to ja będę cierpieć. Miasto to dżungla, w której trzeba nauczyć się żyć i walczyć o przetrwanie. Jak najmniej kontaktu z samochodami, jak najmniejsze zaufanie. Im dalej od reszty tym lepiej.

Nie jestem aniołkiem i nigdy nie będę. Przeszłam już wiele rozmów na ten temat. Prędkość, prędkość, prędkość. Niech każdy osądzi sam siebie. Najważniejsze, to mieć świadomość, że strach jest częścią nas, bez względu na to, czy odczuwamy go czy nie. Bez względu na to, każdego czasem ponoszą emocję. Byle zdrowo i na farcie :) Lewa!

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s